J-slash
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 [M] Our kind of love

Go down 
4 posters
AutorWiadomość
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeSro Cze 02, 2010 11:05 pm

Tytuł: Our kind of love
Pairing: Kamijo x Kaya (Versailles/solo), jak zawsze~~
Rodzaj: Romans? Nie wiem, co to jest, szczerze mówiąc XD
Słów: 2391
Ostrzeżenia: Teoretycznie rzecz biorąc, brak XD
Komentarz: Najkrótszy fick, jakiego do tej pory napisałam - robię postępy XDD Pomysł tłukł mi się w głowie od dawna, ale dopiero cztery dni temu udało mi się za niego poważnie wziąć. Poszło całkiem szybko, dzisiaj skończyłam. Ostatecznie wyszło mi trochę inaczej niż planowałam, ale chyba może być.
A teraz z całeeego serca chciałabym zadedykować ten twór Inco, Hikaru, Jeanne i innym, którzy mnie wspierali i po drobnym kryzysie twórczym pomogli stanąć na nogi. Nie jest to może nic wybitnego, ale nie powstałoby, gdyby nie Wy. Bardzo Wam za wszystko dziękuję! <33
~~

Nie czuję się zbyt dobrze, kiedy wczesnym wieczorem kładę się w twoim łóżku i naciągam kołdrę na ramiona. Nie niweluje to chłodu, który nadal odczuwam na skórze, w moich ustach utrzymuje się cierpki posmak kawy, w skroniach tępy ból. W mieszkaniu jest cicho, obco; znad podłogi unosi się mdląca woń płynu, a wyprana pościel nie pachnie już twoimi perfumami. Zamykam oczy, słuchając jednostajnego szumu dochodzącego gdzieś zza okna i zastanawiam się, czy usłyszę, gdy pod dom podjedzie twój samochód. Pewnie nie.
Ale mimo wszystko czekam. W tym samym, dobrze już znanym napięciu, walcząc z sennością unoszę co jakiś czas głowę i sprawdzam, o ile przesunęły się wskazówki zegara. Nie wiem, jak długo jeszcze, nastawiony na maksymalną głośność telefon milczy na sąsiedniej poduszce. Pewnie jesteś zmęczony po trasie. Wiem, jak to jest, więc nie mam ci tego za złe.
Co by się nie działo wokół nas, cały czas jest dobrze, prawda? Szczerze w to wierzę... Od naszego happy endu minęły już dwa, prawie trzy lata. Dużo się wydarzyło - o wiele więcej, niż można zamknąć w krótkim, banalnym ,,i żyli długo i szczęśliwie", którym zwyczajowo kończą się wszystkie bajki. Ciężko to wszystko zebrać i poukładać, przywołać wszystkie wymykające się wspomnienia i policzyć, ile razy razem się śmialiśmy, a ile płakaliśmy. Próbuję zatrzymać jak najwięcej tych chwil, dla siebie, dla nas. Zapieczętować i zapamiętać, by towarzyszyły mi w tych jeszcze bardzo odległych latach, o których tak nie lubimy mówić.
Nasza historia chyba nie była specjalnie dramatyczna czy oryginalna, nie sądzisz, Kamijo? Po prostu spokojnie obserwowaliśmy, jak wszystko rozkwita i nabiera kolorów niczym jakieś przyrodnicze zjawisko, kwiat rozwijający się z pąku. Zawsze byłeś blisko mnie przez nasze wspólne trasy i koncerty, przez rozmowy w środku nocy, gdy przychodziłeś do mojego pokoju, a ja wyłączałem telewizor i kładłem się z głową na twojej piersi, mówiąc ci o swoich wrażeniach i przemyśleniach - tak, jak gdybyśmy znali się od zawsze. Słuchałeś mnie cierpliwie i z uwagą, uspokajałeś swoją obecnością, uśmiechem, ciepłą dłonią na ramieniu. Słowa wsparcia przed występem, szalik poprawiany na mojej szyi, gdy późnym wieczorem wychodziliśmy z klubu, wiele drobnych, pozornie mało znaczących gestów układało się w całość razem z twoim przenikliwym spojrzeniem, trochę tajemniczym i trochę wyzywającym, utkwionym we mnie, gdy całą grupą siedzieliśmy gdzieś i rozmawialiśmy. Nie odwracałem wzroku, z nieznacznym uśmiechem czekając na twój następny krok... i nie musiałem czekać zbyt długo.
Pamiętam doskonale, to było wtedy, gdy wracaliśmy po tej trasie do Tokio. Pomagałeś mi wnieść na górę walizki i zakupy zrobione po drodze w całodobowym, bo w końcu nie było mnie w domu od prawie trzech tygodni. ,,Wpuścisz mnie?", spytałeś pod drzwiami, z uśmiechem patrząc mi w oczy i wtedy wszystko inne nie miało już znaczenia. To, co miałem zamiar jeszcze zrobić przed położeniem się spać, nierozpakowane zakupy ani zmęczenie, nic. Tej nocy kochaliśmy się po raz pierwszy i było cudownie, tonąłem w twoich czułych słowach i oszałamiających pocałunkach, a rozkosz, która przeszła przez moje ciało nie zostawiła we mnie niczego prócz czystej, szaleńczej miłości. Kiedy w twoich ramionach zapadałem w sen, nie myślałem o niczym innym i niczego innego nie chciałem - bylebyś tylko ty był ze mną.
Następnego poranka budzik w twoim telefonie, którego zapomniałeś po skończonej trasie przestawić, obudził nas brutalnie o szóstej trzydzieści. Chyba na zawsze zostanie mi w pamięci twoje półprzytomne spojrzenie, kiedy zrywałeś się, żeby go znaleźć i wyłączyć i to, jak przez parę minut nie mogłem przestać się z tego śmiać, zaczynając od nowa i od nowa, kiedy tylko udawało mi się już trochę uspokoić i przypadkiem spoglądałem na twoją twarz. Malująca się na niej dezaprobata kontrastowała z komicznie potarganymi włosami i wystarczało mi to zupełnie, by nie móc prędko odzyskać powagi. Westchnąłeś w końcu z rezygnacją, mrucząc coś o wrednych cholerach, na powrót obejmowałeś mnie ciasno ramionami i wtulałeś nos w moją szyję - już wtedy nie potrzebowałem więcej, by być pewnym, że ze mną zostaniesz.
I zostałeś. Zostałeś w moim życiu, od tamtej pory nie odchodząc już ani na krok, choćbyś nie wiem jak daleko był. Nie muszę cię nawet widzieć, by czuć gdzieś w głębi twoją obecność, towarzyszysz mi zawsze, kiedy we właściwym dla muzyka, szalonym trybie życia odwiedzam codziennie dziesiątki miejsc i spotykam dziesiątki ludzi. Jesteś w mojej świadomości, w chaotycznych, nieposkładanych myślach, przebłyskach pojawiających się nagle bez względu na to, jak zajęty czy zmęczony bym nie był. Nasz związek to ciągłe rozstania i powroty, upojne sny na jawie i miła codzienność, nieodmiennie rozbrzmiewająca naszym głośnym śmiechem. To godziny spędzone w twoim mieszkaniu, wpatrywanie się w połyskujący refleksami światła chandelier na suficie i czerwone róże w łazience. Maratony starych horrorów o wampirach, z których nabijamy się wspólnie, leżąc pod kocem na rozłożonej sofie i które kończą się w momencie, w którym, zachęcony przykładem upiora, próbujesz ugryźć mnie w szyję, a ja bronię się, tłukąc cię puchową poduszką. Wiosną nocne spacery wśród kwitnących wiśni, latem kieliszek wina na balkonie i obserwowanie księżyca. Chłodna jesień zastaje nas w kawiarni, ogrzewających dłonie o kubki z latte i wymieniających ciche uwagi o przechodzących ludziach. Otępiały wychodzę rano do studia, zatrzymując się pod klatką schodową i w zamyśleniu patrząc na lejący deszcz, a ty rzucasz pracę i zbiegasz ze mną z parasolem. Gorące noce w środku zimy, gdy śnieg skrzy się za oknem, a świece kapią woskiem na meble, potem szare, męczące poranki i głowa boląca z niewyspania. Pocieszamy się nawzajem, niechętnie wstając z łóżka, antydepresyjnie działa mała, przytaszczona dla żartu choinka z kolorowymi światełkami i mocna kawa z rumem. Łapię kolejne przeziębienie i ładujesz mnie na tydzień do łóżka, chociaż ciebie musiałbym chyba w takiej sytuacji związać i zakneblować, żebyś nie próbował wstać, przekonując, że nic ci przecież nie jest. Wypalone w biegu papierosy, kartki przypięte magnesem do lodówki i pokreślony, ociekający zapiskami kalendarz. Spotkania przerywane telefonami od menadżera, wycięte z życiorysu dni w studiu, kiedy znikamy dla reszty świata, w ciągu doby przesypiamy może dwie godziny, a rozładowany telefon tkwi gdzieś na dnie torby. Trochę tęsknoty, nieuzasadnionych pretensji i rzuconych w złości słów, potem ulga, gdy budzę się rano i słyszę, jak śpiewasz do siebie, szykując kawę. Twój śmiech, gdy wywalam cię z kuchni, uniemożliwiając dalsze komentowanie moich kulinarnych dokonań, mój, wybuchający za każdym razem, gdy widzę cię z odkurzaczem. Zawsze elegancki i arystokratyczny, teraz w jeansach i podkoszulku, z włosami związanymi niedbale z tyłu głowy, szorujący dywan z zaciętym wyrazem twarzy - ten widok doprawdy jest wart wszystkiego! Niechętny wzrok sąsiadki, gdy na przekór głęboko się jej kłaniasz i mówisz ,,dzień dobry" głośnym, przesadnie uprzejmym tonem, szepty za naszymi plecami, którym wtóruje twój kpiący uśmiech i ramię, którym ostentacyjnie obejmujesz mnie w pasie. Wymowne stukanie miotłą w sufit obchodzi nas tyle, co aktualny układ planet, a oburzone spojrzenia nazajutrz rano dają kolejny powód do nieco złośliwych żartów. Nie drażnią nas ci nudni, zwyczajni ludzie, w których zawiść wzbudza sam fakt, że jesteśmy szczęśliwi - od dawna jesteśmy wysoko ponad tym.
Tak miesiąc mija za miesiącem i nie wiem, kiedy moje życie przestało być tylko moje, kiedy poświęciłem swoją niezależność dla ciebie, twojego uśmiechu, głosu, cichego ,,kocham" szeptanego do ucha w środku nocy. Nie ma mnie bez ciebie, w swoim słodkim zniewoleniu, na które sam się zgodziłem i którego chciałem, mam związane ręce. Wpędziłem się w swoistą pułapkę, spętałem obietnicami, wyznaniami, wyjawionymi ci sekretami. Moje życie zupełnie przesiąkło twoją obecnością, twoje imię wryło się w mój umysł tak głęboko, że musiałbym postradać rozum, żeby się go pozbyć. Kamijo, Kamijo, Kamijo, Kamijo. Trochę się boję, wiesz? Mimo wszystko nie przywykłem do takiego życia, moje poprzednie związki nie dały mi na to zbyt dużej szansy. Zastanawiam się, czy mógłbym od ciebie odejść, gdybym chciał. Czasami wydaje mi się, że tak; znamy się w końcu dużo lepiej niż na początku, niegdyś niewidocznie wady zdążyły już wypłynąć na powierzchnię. Częściej się kłócimy, krzyczymy, za swoimi plecami przewracamy oczami albo bez słowa wychodzimy do innego pomieszczenia i zamykamy za sobą drzwi. Denerwuje mnie twoja upartość, nadmierna pewność siebie, ta wyniosłość i pobłażliwość, z jaką mnie czasem, może nie do końca świadomie, traktujesz. Czasem myślę, że oszalałbym, gdybym miał widzieć cię obok siebie codziennie. Że kiedyś naprawdę nie wytrzymam i odejdę, trzaskając gwałtownie drzwiami.
A potem ty wyjeżdżasz. Kolejna trasa, seria wywiadów i sesji zdjęciowych, przez które nie widzę cię tydzień, dwa... Wtedy wariuję. Nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić i tonę w pustce, czekając, aż zadzwonisz, nocami leżę z otwartymi oczami, nad ranem - liczę tyknięcia zegara. I wiem już, że zwariowałbym doszczętnie, gdybyś mnie zostawił. Że kocham cię tą słodko-gorzką miłością, która nie daje możliwości odwrotu, że nie mogę zrobić nic i znów lgnę do ciebie, śmiesznymi, bezsensownymi pytaniami wydobywam kolejne zapewnienia i uśmiechy, utwierdzające mnie w wierze, że jeszcze nie zacząłeś myśleć o odejściu. Odpycham gdzieś na bok strach, że kiedyś się dla siebie skończymy, że nie uda nam się zakląć wieczności czułymi słowami i gestami. Nie widzę już siebie w innym, nowym związku.
Od trzech lat niezmiennie na ciebie czekam i niezmiennie tęsknię. Jeśli tylko mam wolny dzień, z dodatkową parą kluczy, które jakiś czas temu sobie nawzajem podarowaliśmy, przychodzę do twojego mieszkania. Krążę w kółko po pokojach, jak jakiś nawiedzony idiota szukając jakichkolwiek śladów twojej obecności - filiżanki, z której zawsze pijesz, porzuconej na stole gazety sprzed tygodnia, wyprasowanych koszul w szafie. Spędzam godziny, leżąc na twoim łóżku i patrząc na kwitnące na parapecie róże, cisza szumi mi w uszach, a ja słucham jej, pijąc herbatę. Czasem ścieram zbierający się na meblach kurz i zastanawiam się, gdzie teraz jesteś i czy w tym nawale zajęć masz jeszcze czas, żeby o mnie pomyśleć? Taak... To ta druga, smutniejsza strona naszego związku. Gdy zamiast ciebie mam tylko twój zmęczony głos w słuchawce, nim rozdzieli nas kolejne ,,muszę kończyć", przychodzące w środku nocy smsy, którymi próbujesz podnieść mnie na duchu i nigdy nie zrealizowane plany - ,,wyjedziemy stąd, zobaczysz, pojedziemy gdzieś, gdzie nikt nas nie zna, a telefony nie mają zasięgu, tylko ty i ja". Wieczny brak czas, wieczne trasy zabierające połowę lata, a potem znowu robi się zimno, znowu wszystko przepada - ,,innym razem, dobrze?". Życzenia urodzinowe przychodzące dzień później, bo z wycieńczenia nie wiedziałeś nawet, który jest dzień tygodnia, ważny dla mnie koncert, na który nie możesz przyjść, bo akurat wtedy będą cię malować, ustawiać i fotografować... Ciche zdumienie, gdy budzę się w pustym mieszkaniu, chociaż przecież byłeś obok jeszcze przed paroma godzinami, nie dająca się racjonalnie wytłumaczyć gorycz, przychodząca nie wiadomo kiedy i pojedyncza, głupia łza, którą ścierasz z mojego policzka, nie mówiąc ani słowa. Długie, senne dni, gdy nie mamy już siły nawet rozmawiać - ty, pobladły ze zmęczenia, chowasz głowę pod kocem na po raz kolejny przenikliwie rozdzwaniający się telefon, ja zasypiam z głową na twoich kolanach, jeśli tylko zamknę na chwilę oczy. Zaszywam się w twojej sypialni i zasłaniam uszy poduszką, gdy kolejni znajomi muzycy ładują się przez wejściowe drzwi, śmiejąc hałaśliwie. Wybijany na perkusji rytm odbija się echem w mojej głowie, kiedy Yuki przychodzi o ósmej rano, by nadać rytm pisanym przez ciebie utworom. Gitara Teru, o którą potykam się na schodach, przepraszający uśmiech Hizakiego, kiedy wchodzę rano do kuchni potargany, ubrany tylko w twoją koszulę i rozglądam się za szklanką wody. Cztery brudne filiżanki i płaszcze rzucone niedbale na sofę. Te same, na pamięć znane utwory, grane do znudzenia o każdej porze dnia, jazgot szarpanych strun i twój głos, bliski, lecz nie skierowany do mnie. Wszystko znika pod dywanem kartek z nutami, twoje teksty mieszają się z moimi, kiedy przerzucasz je, szukając tego w danej chwili potrzebnego. Nie wiem, co tutaj robię, może lepiej żebym wyszedł, ty i tak nie zauważysz nawet mojej nieobecności, zajęty pracą i zespołem. Marnuję wolny dzień, kontemplując kolor ścian w sypialni, zaczynam przysypiać, kiedy po paru godzinach przychodzisz i kładziesz się za mną, składając na mojej twarzy i szyi delikatne, przepraszające pocałunki. Rozumiem, staram się rozumieć, w końcu wiele razy sam stawiałem cię w podobnej sytuacji. Robienie kariery dużo wymaga, dużo zabiera, bardzo ciężko jest w tym wszystkim mieć jeszcze prywatne życie. Zaciskamy zęby i dajemy radę, na przekór wszystkim ,,życzliwym" ludziom, którzy mówili, że to nie może się udać, że gdybyśmy przynajmniej byli w tym samym zespole, ale tak... Mylili się, prawda? Możemy im teraz powiedzieć, że nie wiedzą niczego.
Mógłbym mówić godzinami o tym wszystkim, co się dzieje, jak jest, przywoływać kolejne przykłady i słodkie, zbyt łatwo odchodzące w niepamięć historie. Bywa dobrze i źle, pięknie i tragicznie, wspólne wspomnienia gromadzą się jedno na drugim - i wszystko to jest nasze. Nie musi być lepiej, nie musimy się zmieniać. Niech tylko zostanie tak, jak jest.
Wkrótce wrócisz do domu. Wiem to i z ulgą pozwalam sobie zasnąć.

***
Kiedy otwieram oczy, przez chwilę widzę jedynie kompletną ciemność; dopiero później jarzące się wskazówki zegara pokazują mi pierwszą dwadzieścia trzy. Moje serce przyspiesza lekko, kiedy zastygam bez ruchu i nasłuchuję, co mnie obudziło. Bezbłędnie rozpoznany cichy szmer z korytarza powtarza się po chwili, a pod drzwiami pojawia smuga światła. Błyskawicznie zrzucam z siebie kołdrę i wstaję z łóżka, zupełnie wybudzony, ruszając w jej kierunku i mrużąc łzawiące od nagłego blasku oczy.
Odwieszasz płaszcz na wieszak, powolnym ruchem zgarniając z twarzy opadające na nią włosy, po czym odwracasz się w końcu i zauważasz mnie, stojącego w progu. Twoja twarz rozjaśnia się natychmiast, po chwili słyszę przy uchu cichy śmiech - nawet nie wiem, kiedy przemierzyłem długość przedpokoju, wpadając w twoje wyciągnięte ramiona. Jesteś zimny, temperatura na dworze z całą pewnością spadła poniżej zera, ale mimo to przywieram do ciebie całym ciałem. Przytulasz mnie mocno, zatapiając zziębnięte palce w moich włosach i pochylasz głowę. Twój chłodny policzek ociera się o mój, a rzęsy lekko łaskoczą powieki, nim całujesz mnie w usta.
- Tęskniłem - szepczę, puszczając cię nieco niechętnie i spoglądając ci w oczy. Zmęczenie znowu zostawiło ślad na twojej twarzy i czuję złość na wszystkich, którzy tak cię męczą.
- Ja też - mówisz z pozorną powagą, lecz w tonie twojego głosu słychać lekkie, ukochane przeze mnie rozbawienie. Łapiesz mnie za obie dłonie. - Wracaj teraz do łóżka, Kaya-chan, przyjdę do ciebie za dziesięć minut. No już, leć, zanim zmarzniesz.
- Kocham cię - mruczę jeszcze, przechylając się do przodu, żeby pocałować cię krótko w policzek. Twój uśmiech wystarcza mi za odpowiedź, w końcu posłusznie odwracam się i zmierzam z powrotem do sypialni, rzucając jeszcze przez ramię - dziesięć minut, z zegarkiem w ręku!
Zagrzebując się pod kołdrą, myślę, że może jednak... Może jednak ,,długo i szczęśliwie'' to naprawdę dobre słowa na zakończenie.
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Mun
Siła Wyższa
Mun


Liczba postów : 2903
Join date : 08/01/2010
Age : 30
Skąd : Wrocław/Poznań

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeWto Gru 21, 2010 12:28 am

Piękny fik o miłości i tęsknocie. <3
Doprawdy nie wiem dlaczego do tej pory nie został przez nikogo skomentowany. Może właśnie dlatego, że dobrych tekstów komentować ponoć nie ma potrzeby?
Jest absolutnie cudowny i, mimo dobrego zakończenia, poruszył mnie do tego stopnia, iż mam w oczach łzy.

Wena po stokroć!
Mun
Powrót do góry Go down
http://polishpri.ubf.pl/
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeCzw Gru 23, 2010 11:17 pm

Mun napisał:

Doprawdy nie wiem dlaczego do tej pory nie został przez nikogo skomentowany. Może właśnie dlatego, że dobrych tekstów komentować ponoć nie ma potrzeby?
Niezbyt to pocieszające dla autora, ale dziękuję XDD

Za resztę komentarza też, bardzo, bardzo mi miło! <33
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Oreiteia
Yuki-chan
Oreiteia


Liczba postów : 1262
Join date : 30/01/2011
Age : 29
Skąd : Lidzbark Warmiński

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeNie Sty 30, 2011 7:55 pm

Jeju, masz niesamowity talent. Czytając to, łatwo można wyobrazić sobie sytuację Kayi i niemalże na własnej skórze, poczuć emocje nim targające.
Nie zdziwię się nawet, gdy wstanę o tej pierwszej w nocy i będę nasłuchiwać kroków Kamijo w korytarzu *^*
Powrót do góry Go down
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeNie Sty 30, 2011 11:49 pm

Pięknie dziękuję za komentarz! <33 *wreszcie ktoś się ruszył!* I za miłe słowa również, bardzo mnie to motywuje i bardzo się tym cieszę ^^
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Rei-chan
J-legenda
Rei-chan


Liczba postów : 2010
Join date : 04/01/2011
Age : 28
Skąd : Z piekła...

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeWto Lut 08, 2011 12:24 am

Taak... Masz niesamowity talent do przekazywania czytelnikowi emocji, Shadow. Bo to jest takie prawdziwe i szczere i puchate i naprawdę piękne^^
Cytat :
Ostatecznie wyszło mi trochę inaczej niż planowałam, ale chyba może być.
Nawet bardzo może! jest wspaniałe i pozwala na poznanie bohaterów, nawet, kiedy się wcześniej nie miało o nich zielonego pojęcia.

Ja to bym poplosiła więcej takich*słodkie oczka*
Powrót do góry Go down
Oreiteia
Yuki-chan
Oreiteia


Liczba postów : 1262
Join date : 30/01/2011
Age : 29
Skąd : Lidzbark Warmiński

[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitimeWto Lut 08, 2011 7:11 pm

Przyłączam się do prośby Rei ^ ^
Prosimy o więcej tekstów Twojego autorstwa ^ ^
Powrót do góry Go down
Sponsored content





[M] Our kind of love Empty
PisanieTemat: Re: [M] Our kind of love   [M] Our kind of love Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
[M] Our kind of love
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» F.T Island - Sarang Sarang Sarang (Love Love Love)
» [M] Forever love
» SS501 - Love ya
» [M] My own, private love. AoiReita
» Breakerz - Real love

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
J-slash :: FanFiction :: PG-12-
Skocz do: