Zainspirowała mnie biografia zespołu L'Arc~en~Ciel, a szczególnie napomknięcie, że kochany Tetsuya nigdy się nie poddaje, a Hyde'a namówił do współpracy wydzwaniając do niego kilka razy dziennie. xd Ja to trochę podkoloryzowałam. Mam nadzieję, że nie jest bardzo źle. '
Możliwe, że będzie ciąg dalszy, ale to później. xd
Autor: Kuma
Beta: Lasair <3
Paring: Hyde/Tetsu
Ostrzeżenia: +12, lekkie, przekleństwa
Tetsu - Mistrz Perswazji
Tetsu od dawna zastanawiał się nad założeniem własnego zespołu rockowego. Pociągała go popularność, podróże, pieniądze, ale – przede wszystkim – dobra zabawa. Samotne pobrzękiwanie na swojej gitarze basowej już mu nie wystarczało. Owszem, wciąż to kochał, jednak od pewnego czasu zaczął zdawać sobie sprawę, że o wiele bardziej interesowałaby go kariera z zespołem – perkusją, gitarą prowadzącą i, co najważniejsze, wokalistą. Był jednak pewien problem – nie znał nikogo, a przynajmniej wtedy tak mu się wydawało, kto mógłby z nim grać i kto spełniałby jego wymagania.
Dopiero po wielu miesiącach poszukiwań znalazł Hiro, gitarzystę oraz Pero, perkusistę. We trójkę świetnie się dogadywali, choć Tetsu wciąż miał wrażenie, że pozostali mężczyźni się go boją. Obydwaj byli bardzo cisi i tajemniczy, jednak dobrze mu się z nimi pracowało, bez żadnych problemów czy spięć. Ogawa postanowił także nie wnikać w ukradkowe spojrzenia, które między sobą wymieniali, ani w ich pamiętne spóźnienie, kiedy to, myśląc, że ich nie widzi, wypadli z męskiej łazienki w jednej z japońskich kawiarni, cali zdyszani i zarumienieni.
Wciąż trwały poszukiwania wokalisty i Tetsu powoli przestawał wierzyć w to, że kiedykolwiek uda im się go odnaleźć. Poza tym czuł, że cała odpowiedzialność spoczywa na nim, ponieważ Hiro i Pero byli zbyt zajęci sobą. Tak więc nie można się dziwić, że gdy Ogawa zobaczył
go w tym dziwnym, kolorowym klubie w jednym z zaułków Osaki, nie zamierzał już odpuścić.
Miał świetny głos – wysoka skala, duże możliwości, na wyższych dźwiękach nieco zachrypnięty, jednak potrafił także zaśpiewać czysto i dźwięcznie niczym młody chłopiec. Tetsu nie wiedział, ile czasu spędził wtedy w klubie, przysłuchując się jego śpiewowi, jednak na pewno trwało to dłużej niż godzinę, aż w końcu mężczyzna skończył swój występ i zszedł ze sceny. Został nagrodzony gromkimi brawami i gwizdami, jednak po jego minie nie było widać, by był zadowolony. Wydawał się… tak, znudzony. Całkowicie znudzony.
Ogawa wstał, zostawiając na stole kilka banknotów, po czym ruszył w stronę kulis. Owy mężczyzna spinał właśnie swoje długie, jasne włosy w ciasny, nieschludny kucyk, przeglądając się w lustrze. Upił jeszcze kilka łyków ze szklanki stojącej na biurku, po czym podniósł wzrok na stojącego w przejściu Tetsu.
- Przyszedłeś się pogapić czy czegoś chcesz?
Tetsuya uśmiechnął się na wpół kpiąco, na wpół pobłażliwie, nie odzywając się jednak, tylko nadal opierając się o framugę drzwi.
- Sto za godzinę, bez gumek się nie pieprzę – rzucił mężczyzna, wywracając oczyma, całkowicie znudzony i zażenowany.
- Niekoniecznie chodziło mi o to, chociaż… - Ogawa zmierzył go rozbawionym, dzikim spojrzeniem.
- W takim razie czego chcesz?
- Założyłem zespół rockowy. Zostań wokalistą – odpowiedział Tetsuya, nie patrząc mu w oczy, wciąż przyglądając się z zaciekawieniem jego ciału. I wciąż uśmiechając się dziko.
Mężczyzna patrzył na niego szeroko otwartymi oczami i Ogawa mógł stwierdzić, że była to pierwsza od początku rozmowy, nowa emocja, różna od znudzenia, która pojawiła się na twarzy nieznajomego.
- Jasne. Przepraszam, ale się spieszę – mruknął, chyba biorąc to za żart; podniósł z podłogi gitarę i ruszył do przejścia, w którym wciąż stał Tetsu.
- Nie żartowałem – powiedział Ogawa, torując drogę mężczyźnie.
- Ja też nie. Muszę iść – warknął tamten, próbując przejść. – Mógłbyś łaskawie mnie przepuścić? – spojrzał wściekle na Tetsuyę.
- Dlaczego nie chcesz? – Ogawa nie był zdziwiony ani zły, a na jego twarzy wciąż gościł uśmiech.
- Śpiewanie jest cholernie nudne – mruknął mężczyzna, znowu próbując przejść. – Przepuść mnie, kurwa!
- To dlaczego to robisz? – dociekał Tetsu, nie dając mu spokoju.
- Bo umiem to robić i tak mogę choć trochę zarobić. A teraz mnie puść! – warknął, odpychając wściekle Ogawę, który tym razem już go nie zatrzymywał.
***
- Tak, słucham?
- Hideto Takarai?
- Tak, przy telefonie. Kto mówi?
- Tetsuya Ogawa. Spotkaliśmy się w klubie.
- Nie przypominam sobie… - głos w słuchawce zamilkł na chwilę. – Och, to znowu ty?
- Miło, że mnie pamiętasz – zaśmiał się Tetsu. – Chciałem ponowić moją propozycję.
- Niepotrzebnie, dałem ci już odpowiedź – warknął Hideto.
- Może jednak zmieniłeś zdanie? – zapytał Ogawa.
- Zdecydowanie nie! – niemal krzyknął Takarai. – Żegnam. – To powiedziawszy, odłożył słuchawkę.
***
- Tak, słucham?
- Cześć, tu Tetsuya. Jesteś pewien, że nie chcesz dla mnie śpiewać?
- Jestem, kurwa, absolutnie pewien! – wydarł się Hideto.
- Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – odpowiedział wciąż pogodnym głosem Ogawa.
- Nie czekaj, na pewno nie zadzwonię.
***
- Jeżeli to znowu ty…
- Zapisałeś sobie już mój numer? – zaśmiał się Tetsu.
- Odwal się ode mnie, ty maniakalny popaprańcu! – krzyknął Takarai do słuchawki.
- Nie jestem żadnym maniakalnym popaprańcem, tylko basistą szukającym wokalisty…
- W dupie to mam, kim jesteś! Po prostu się ode mnie odwal! Nie jestem zainteresowany!
- Sam mówiłeś, że chcesz zarobić, a to jest idealny sposób…
- NIE! Odwal się albo wezwę policję!
***
- Hideto?
- Spadaj.
- Może zmieniłeś zdanie?
- Spadaj.
- Czekam.
- Spierdalaj!
***
Ogawa jednak nie zamierzał odpuścić. Nie, nie był tym typem człowieka, których kilka słów, wypowiedzianych w napadzie wściekłości, może zniechęcić albo, tym bardziej, pokrzyżować przyszłościowe plany. Tak więc udał się ponownie do Shinsekai i postanowił zaczekać przed klubem, aż Hideto skończy pracę.
Nad Osaką zbierały się gęste, ciemnoszare chmury, a lodowaty wiatr przybierał na sile. Tetsuya stał jednak, oparty o mur, wpatrując się w przeciwległą ścianę, zupełnie nie zważając na otaczających go ludzi, pogodę czy na cokolwiek innego. Nie ruszył się nawet wtedy, gdy z nieba zaczął sypać śnieg, robiło się coraz ciemniej i zimniej.
W końcu drzwi otworzyły się i na ulicę wyszedł Takarai ubrany w puchowy kożuch. Wymruczał pod nosem jakieś przekleństwo, opatulił się mocniej i zarzucił gitarę na plecy.
- Cześć – powitał go Ogawa i Hideto aż podskoczył, wystraszony.
- To znowu ty? Co tu robisz? – warknął, zachowując bezpieczną odległość.
- Przyszedłem zapytać, czy…
- NIE! NIE! NIE! – wydarł się mężczyzna, podchodząc bliżej. – Posłuchaj no: odwal się ode mnie, rozumiesz? – Zaczął wymachiwać pięścią przed nosem Tetsu. – Zostaw mnie w spo…
Ogawa chwycił jego uniesioną rękę i zwinnie obrócił go tak, że teraz Hideto był przyparty do muru, a Tetsuya pochylał się nad nim z tryumfalnym uśmiechem.
- Nie rozumiem, dlaczego tak się opierasz – wymruczał, śmiejąc się kpiąco.
- Odwal się, do cholery! – warknął Takarai, próbując się wyswobodzić. – Zacznę krzyczeć!
- Och, to takie męskie – prychnął Ogawa, nie przestając się uśmiechać. Pochylił się nad Hideto, jakby… jakby chciał…
- Co ty, kurwa, wyprawiasz? – warknął wściekle Takarai.
- Posłuchaj mnie, po prostu się zgódź, co ci szkodzi? – uśmiechnął się ciepło Tetsu, zatrzymując twarz zaledwie kilka centymetrów od twarzy drugiego mężczyzny.
Hideto nie odpowiedział. Nie patrzył na niego, czując się całkowicie bezsilnie i źle. Był naprawdę wkurzony. Tymczasem Ogawa musnął ustami płatek jego ucha i wyszeptał:
- Zgódź się. Proszę.
Takarai odwrócił głowę i ich usta się spotkały, więc zaraz ponownie się odsunął.
- Zostaw mnie.
Tetsuya uśmiechał się ciepło i pogodnie. Miał duże oczy, głębokie i takie ładne… Nachylił się ponownie i złożył w kąciku ust Hedita krótki, delikatny pocałunek. Mężczyzna nie mógł nawet drgnąć. To było tak intymne, subtelne i zdecydowanie
złe, że po prostu zamarł w bezruchu.
- Zostaw mnie – wydusił z siebie.
- Zgódź się – wymruczał Tetsu, muskając wargami zarumieniony policzek Takaraiego.
- Dobrze, ale mnie zostaw! – warknął Hedito.
Ogawa odsunął się niespiesznie, a na jego twarzy malował się wyraz całkowitego tryumfu.
- Jutro o piętnastej, w tej kawiarni na rogu – powiedział po prostu, odwracając się.
Hedito nic nie odpowiedział, stojąc wciąż przy murze. Patrzył na oddalające się plecy Tetsuyi, zaciskając z wściekłością pięści. Co on sobie myślał?! Napadać na niego? Szantażować?
Jednak następnego dnia zjawił się w ustalonym miejscu.