TEKST B
Rating: PG-15
Nowa rodzina
Reita siedział w jednym z pokoi wynajętego na potrzeby Gazette domu i czytał nową książkę. Właśnie miał dojść do kulminacyjnego momentu (w którym główna bohaterka skacze z klifu, bo nie może znieść rozłąki z ukochanym), gdy drzwi otworzyły się, uderzając z hukiem w ścianę, a do pokoju wpadł Uruha.
— Reita — jęknął. — Pomocy!
— Nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich pijackich opowieści o goniącej cię Godzilli, Takashima. Nie po raz kolejny. Proszę, zamknij drzwi od tamtej strony i daj mi w spokoju czytać — mruknął Reita, nie podrywając wzroku znad lektury.
— Tym razem to coś gorszego, to... — zaczął Uruha, jednak basista mu przerwał:
— Może Kai będzie zainteresowany krwiożerczymi kabaczkami. Mnie na chwilę obecną interesuje jedynie dokończenie tej książki.
— Do kurwy nędzy, Reita, moi rodzice przyjeżdżają!
Basista podniósł na przyjaciela zdziwiony wzrok.
— Powtórz.
— Moi rodzice przyjeżdżają. Wzięli adres od babci. Będą tu za jakieś dwie godziny.
Książka wyślizgnęła się z rąk Reity i upadła na podłogę. Jednak znalazło się coś ciekawszego...
***
— Nie bardzo rozumiem... — zaczął Kai. — Przyjadą twoi rodzice, tak? Powinno cię to chyba cieszyć, co?
— Powinno? — zapytał Uruha całkiem szczerze, co lekko zbiło lidera z tropu.
— Uruhę wychowywała babcia. Ostatni raz widział rodziców mając trzy lata. Wczoraj odezwali się do babci i zmusili ją do podania adresu, pod którym mieszka ich
kochany synek — wytłumaczył Reita.
— Babcia podejrzewa, że szukają mnie dla pieniędzy. Nie chcę się z nimi widzieć, ale Akira mówi, że powinienem chociaż wybadać, o co im tak naprawdę chodzi. Prawdopodobnie nie poznają mnie, kiedy przebiorę się za kobietę, więc...
— Chcesz się przebrać za laskę?! — Aoi popatrzył na niego jak na totalnego kretyna. — Czyś ty zwariował? Po pierwsze, każdy, kto cię choć odrobinę zna, od razu zorientuje się, że ty to ty, a nie żadna panna Ładna. W końcu czym chcesz ich zaskoczyć? Paradujesz w lateksie na co dzień! I druga sprawa... nawet gdyby udało ci się wywieźć ich w pole, to jak masz zamiar komukolwiek wytłumaczyć, co robi tutaj dziewczyna? Przecież nie wpuszczają tu lasek. Inaczej mielibyśmy na głowie stado psychofanek.
— Jakoś sobie z tym poradzę...
Aoi wzruszył ramionami.
— Popierdoliło cię do reszty. Rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj.
— Słuchaj, Uruha, — zaczął Kai — jesteś pewien, że nie da się tego inaczej załatwić? Nie mógłbyś zwyczajnie porozmawiać z rodzicami?
— Jakoś nie bardzo bawi mnie składanie na siłę rodziny, która nigdy nie istniała. Szczególnie, jeśli ta
rodzina ma mnie pozbawić wszystkich oszczędności i pojechać sobie w piździec.
— Ale...
— Nie, Kai, wiem, jak ważne są dla ciebie więzi rodzinne, ale w tym wypadku nie ma mowy, abym im tak normalnie wybaczył i zaczął przyjacielska pogawędkę.
Perkusista nie wyglądał na zadowolonego, ale w końcu skinął głową.
— Rób co chcesz, byle nie było z tego jakichś kłopotów. Nie chcę, aby takie sprawy odbijały się na zespole.
Uruha szeroko się uśmiechnął, złapał Reitę za rękę i pociągnął do pokoju basisty.
— Nie uważasz, ze powinniśmy najpierw zapytać o zdanie Rukiego? — zapytał Aoi Kaia.
— Gdy wróci może być już po sprawie. Wiesz, jak długo potrafi spacerować... W razie czego wtajemniczymy go na szybko gdy się pojawi.
Aoi znów wzruszył ramionami i sięgnął po papierosa. Zapowiadało się ciężki popołudnie...
***
— Dzień dobry? — Kai uśmiechnął się pytająco do dwójki stojących przed nim ludzi.
— Dzień dobry! — odpowiedziała mu drobna pulchna kobieta. — Jesteśmy rodzicami Kouyou-kun. Przyjechaliśmy go odwiedzić.
— Przepraszam, ale Uruha nic nie wspominał o tym, że maja przyjechać do niego rodzice...
— On nic nie wie. To niespodzianka.
— Rozumiem... Naprawdę przepraszam, ale czy mogliby mi państwo pokazać jakiś dowód na to, że jesteście kim jesteście? — Kai wyśmienicie grał zaskoczonego całą tą sprawą. — Ze względów bezpieczeństwa, rozumieją państwo.
— Doprawdy, legitymować się, by odwiedzić własnego syna! — wykrzyknął stojący obok kobiety mężczyzna. Był szczupły, jednak rysami ledwie przypominał syna. Jeśli się temu przyjrzeć... Uruha nie był wcale podobny do swoich rodziców.
Kobieta wygrzebała z wyjątkowo kiczowatej torebki dokumenty i wręczyła je liderowi.
— Wygląda na to, że wszystko się zgadza... Proszę, niech państwo wejdą. Uruhy nie ma, ale chyba za jakiś czas powinien wrócić... Proszę, niech państwo na niego poczekają w salonie. To trzecie drzwi na lewo. Ja muszę się teraz zająć obiadem. Mam nadzieję, że lubią państwo ryż z warzywami? — Uśmiechnął się rozbrajająco. — Gdyby państwo czegoś potrzebowali, inni członkowie zespołu z pewnością chętnie udzielą państwu pomocy.
Szybko czmychnął do kuchni i odetchnął głęboko. W tych ludziach było coś, co wzbudzało w nim wyjątkowy niepokój... Poza tym, nie cierpiał kłamać.
„I ta torebka.” Wzdrygnął się. „Cóż, to dla Uruhy...”
Westchnął głośno i wziął się za przygotowywanie obiadu.
***
Państwo Takashima siedzieli w salonie, przyglądając się wystrojowi. Nagle do pokoju wszedł Reita w towarzystwie jakiejś młodej dziewczyny, która prezentowała sobą tak słodki widok, że pan Takashima aż otworzył usta ze zdziwienia. Krótka spódniczka w czarnobiałą kratkę eksponowała długie, zgrabne nogi. Dopasowana czarna koszulka z czaszką i pieszczocha na prawym nadgarstku wydawały się lekko agresywne, ale białe podkolanówki i trampki sprawiały, że dziewczę prezentowało się uroczo szkolnie. Ciemne, czekoladowe oczy w odruchu nieśmiałości zakryła firanka długich rzęs, a usta wykrzywione w delikatnym uśmiechu niemal krzyczały: „pocałuj mnie!”
— Dzień dobry — powiedziała i lekko dygnęła.
Stojący krok za nią Reita skinął głową. Widać było, że z niejasnych powodów dławi w sobie śmiech.
— Są państwo rodzicami Uru-san? — ciągnęła dziewczyna, siadając na brzegu sofy i zalotnie odgarniając kosmyk czarnych, mocno pokręcanych włosów. — Jestem Nakamura Ayano, miło mi poznać! A to Reita-san. — Skinęła na niemal duszącego się ze śmiechu basistę. — Państwo wybaczą, ale Aoi-san opowiedział mu bardzo zabawny dowcip i teraz biedak nie może dojść do siebie.
Reita wybuchnął dzikim śmiechem. W końcu jednak udało mu się zebrać wszystkie pokłady samokontroli i opanować.
— Tak. Miło mi. Napiją się państwo czegoś?
***
— Nie wyglądasz na siostrę żadnego z chłopców... — zaczęła pani Takashima, powoli sącząc herbatę. — A słyszałam, że dziewczynom nie wolno tu przebywać...
— Ja... — Nakamura zawahała się przez chwilę. Na szczęście do pokoju wpadł Aoi.
— Kai woła wszystkich na obiad. — Popatrzył na rodziców Uruhy z idealnie udawanym zdziwieniem. — Dzień dobry?
— To rodzice Uru-san — zaszczebiotała dziewczyna, po czym zwróciła się do państwa Takashima. — To Aoi-san.
Gitarzysta stał nieruchomo w drzwiach z otwartymi ustami i szokiem malującym się na twarzy.
— Wyglądasz... — wydusił. — Wow! KAI!
Lider zajrzał do pokoju i podążył wzrokiem w kierunku, który pokazywała ręka Aoi’ego. Widząc dziewczynę, wyszczerzył się radośnie.
— Wyglądasz dziś nieziemsko. Szkoda, że nie jesteś moją dziewczyną. — Puścił do Ayano oko, nadal wesoło się szczerząc.
— Lider-sama! Nie mów takich bzdur, proszę! — wykrzyknęła dziewczyna.
— Kiedy on ma rację — westchnął Reita. — Prawda, Aoi?
Aoi pokiwał nieprzytomnie głową, nadal lubieżnie gapiąc się na dziewczynę.
Matka Uruhy odchrząknęła.
— Nakamura Ayano, jeśli nie jesteś ich siostrą i, jak widzę, dziewczyną też nie, to czemu się tu znalazłaś?
— Zespół ma pięciu członków... — wymruczała dziewczyna nieśmiało.
— Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że jesteś dziewczyną naszego syna?
— To dziewczyna naszego wokalisty, Rukiego — wyskoczył Kai. — Poszedł na spacer, zwykle wybiera się na przechadzkę sam i po drodze wymyśla nowe teksty piosenek, więc...
— Więc Ayano-chan postanowiła mu nie przeszkadzać i została w domu — dokończył za niego Reita.
W tym momencie drzwi wejściowe trzasnęły i chwilę później do pokoju wszedł Ruki. Rozejrzał się wokoło ze zdziwieniem (tym razem prawdziwym).
— Co to za zamieszanie? — Popatrzył na dziewczynę. — Jak ty wyglądasz, Ur… — Nie dokończył. Dziewczyna podbiegła do niego i szybko zamknęła mu usta swoimi własnymi.
Wokalista nie miał pojęcia, co się dzieje. Na sofie siedziała para jakichś obcych ludzi. Uruha przebrał się za kobietę z jakimś czarnym pudlem na głowie, a inni członkowie zespołu wyglądali, jakby nic dziwnego się nie działo.
Wszystkie te problemy i pytania z nich wynikające uciekły ze świadomości mężczyzny, gdy poczuł ciepłe usta gitarzysty na swoich własnych, zmarzniętych po długim spacerze. Teraz chyba wreszcie zrozumiał, co miała na myśli ta okropna baba od fizyki, mówiąc o wyrównywaniu się temperatur. Ich usta z całą pewnością były w równowadze termicznej, gdy Uruha w końcu oderwał się od niego, szepcząc krótkie:
— Siedź cicho.
Ruki niemo patrzył, jak przeprasza obcą dwójkę na sofie, łapie go za rękę i wyciąga z salonu do jego własnego pokoju.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, gitarzysta westchnął i opadł zmęczony na łóżko.
— Chcesz pewnie wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi...
***
— Chcesz mi powiedzieć, że to są twoi starzy, przed którymi nie możesz się pokazać, więc udajesz
moją dziewczynę? Jesteś świadom, jak bardzo idiotyczny i dziecinny jest ten pomysł? — westchnął Ruki.
— Mimo wszystko najlepszy z możliwych...
— Przecież nie możesz tego załatwić w jeden dzień... Musieliby tu zostać co najmniej na weekend.
Uruha zbladł.
— Masz rację — jęknął. — I co teraz? Przecież nie mogę tam zejść i po prostu się ujawnić!
Ruki popatrzył na przyjaciela. Uruha przedstawiał sobą widok zbitego zwierzęcia. No, dobrze... zbitego zwierzęcia w babskich ciuchach, ale nadal...
— Nie chcesz mi chyba wmówić, że nie zorientowali się, że to ty. Nawet z tą idiotyczną peruką przecież nadal jesteś sobą.
— Jak wspominałem, nie znamy się zbyt dobrze...
„Nie, Ruki, jeśli teraz się zgodzisz skutki będą opłakane” — zamruczał w myślach wokalista.
— Uruha, kiedy ostatnio widziałeś Japonkę z afro? Czy to nie jest podejrzane?
Uruha-zwierzę popatrzył na niego błagalnie.
„Nie! Nawet, jeśli zacznie skowytać, to...”
Smutne pociągnięcie nosem.
„Kurwa...”
Motylek rzęsami.
— Dobrze, jakoś to załatwimy...
Wbrew pozorom, warto było wypowiedzieć te słowa. Gitarzysta podarował mu za nie jeden ze zdecydowanie najpiękniejszych uśmiechów.
Ruki opadł na łóżko, udając, że ten uśmiech kompletnie na niego nie podziałał. Przecież uznaliby go za wariata, gdyby zaczął śpiewać ze szczęścia z powodu takiej błahostki.
— Zrobimy tak... — zaczął niby od niechcenia. — Zejdziemy tam i powiemy, że dzwoniłeś, to znaczy... Uruha dzwonił, i mówił, że musi pozałatwiać do końca wszystkie sprawy. Wróci w poniedziałek. Mimo wszystko bardzo chciałby się zobaczyć z rodzicami, dlatego prosi, by poczekali na niego przez ten czas.
— Śmiesznie słucha się o sobie w trzeciej osobie — wymamrotał Uruha. — To trochę tak, jakby mnie tu nie było... albo jakbym miał schizofrenię...
Ruki posłał mu pełne politowania spojrzenie.
— Do rzeczy. Nie mamy pokojów gościnnych, więc ulokujemy ich u ciebie. W poniedziałek pojawisz się jako mężczyzna i zadecydujesz, czy chcesz utrzymywać z nimi kontakt...
— Jeśli oni będą spać u mnie w pokoju, to gdzie ja?
— Baka! Tak czy siak jako
moja dziewczyna nie mógłbyś sypiać w
pokoju Uruhy!— W takim razie, gdzie mam spać? Nie mogę wyjść z domu i iść do hotelu w stroju laski, dorwą mnie cholerni paparazzi, a wtedy cały zespół będzie miał problemy...
— Będziesz spać tutaj. — Wokalista wzruszył ramionami.
Uruha rozejrzał się ze sceptycznym wzrokiem.
— Masz tylko jedno łóżko.
— Za to duży barek.
— Wygrałeś. Śpię u ciebie, kochanie.
— Nie mów do mnie per „kochanie”!
— Muszę, inaczej będzie nienaturalnie. A ty musisz mnie obłapiać tam i tu, i kraść mi pocałunki, o!
Ruki ponownie westchnął.
— Fanservice we własnym domu! To będzie bardzo męczący weekend, a jest dopiero piątek...
Uruha uśmiechnął się i zaczął z powrotem zachowywać całkowicie dziewczęco.
— Na, Ruki-kun! Idziemy?
— Jeszcze jedno. Powiedz, jak masz na imię.
***
Wszyscy czekali na nich w kuchni. Ruki mało nie prychnął, gdy państwo Takashima bez zastanowienia zgodzili się na nocleg.
„Przynajmniej jedzenie jest dobre” — pomyślał.
Popatrzył na Uruhę. Gitarzysta świetnie sobie radził. Nakamura Ayano okazała się prawdziwą damą. Mimo lekko frywolnego stroju...
Rozejrzał się po reszcie zgromadzonych przy ogromnym stole. Kai z zadowoleniem słuchał komplementów Aoi'ego, co jakiś czas posyłając Reicie pełne nagany spojrzenia, gdy basista rzucał następne „och, jakie to pyszne”. Pani Takashima cała uwagę skupiła na posiłku, natomiast pan Takashima obserwował
małą Ayano.
Obserwował w sposób, który się cholernie Rukiemu nie podobał. Wzrokiem, który sprawiał, że wokalista z minuty na minutę coraz bardziej żałował, iż pozwolił posadzić przyjaciela tak blisko tego okropnego faceta. Był to wzrok, który u mężczyzny znaczył jedno - pan Takashima był zainteresowany Ayano-chan. Konkretnie miejscem między jej nogami i tym, co się tam znajdowało. (Cóż... przynajmniej pan Takashima myślał, że właśnie
to się tam znajduje. Gdyby teraz ją rozebrał, prawdopodobnie przeżyłby traumatyczne rozczarowanie.) Ruki mało nie zawarczał, gdy ręka Takashimy wślizgnęła się pod stół. Wiedział, co ten drań ma zamiar teraz zrobić i jego dłonie same zacisnęły się w pięści, aby mu przywalić, gdy Uruha podskoczył z piskiem.
Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Panna Nakamura wyglądała, jakby dostała jakiegoś ataku. Oddychała spazmatycznie, kompletnie nie mogąc się uspokoić.
Ruki szybko zgarnął odrobinę ryżu do serwetki, podskoczył do Uruhy, wysypując go na niego i udając, że tylko wyciera.
— Nic ci nie jest? Mocno się poparzyłaś? — Odwrócił się do zebranych. — Bidulka, wysypała na siebie gorący ryż. Wybaczcie, ale opuścimy was na chwilkę.
Gdy drzwi do łazienki zamknęły się za nimi, mając nadzieję, że nikt nic nie zauważył, a jego idiotyczna wymówka była choć odrobinę wiarygodna, popatrzył na przyjaciela.. Mężczyzna nadal nie mógł spokojnie oddychać. Nie wiedząc, co tak naprawdę zrobić, podszedł i mocno go przytulił.
— Cii... już dobrze. Nie pozwolę, żeby więcej cię tknął. Spokojnie... oddychaj... spokojnie...
Uruha popatrzył na niego z ufnością.
— On... Ruki... To beznadziejne! — Po policzkach gitarzysty zaczęły płynąć łzy. Próbował się wtulić w przyjaciela, by to ukryć, ale był za wysoki. Oparł jedynie czoło na ramieniu Rukiego. — Własny ojciec mnie obmacywał. To cho-chore! Obrzy-obrzydliwe!
— Nie wiedział, że to ty. To nie twoja wina. Jeśli poprawi ci to humor, mogę tam teraz iść i mu przyłożyć...
— Nie-e. — Łzy coraz bardziej moczyły koszulę wokalisty. — Nie zostawiaj mnie teraz. Proszę. Zaraz się uspokoję i będziemy grać dalej. — Pociągnął nosem. — Swoją drogą, nie myślałem, że kiedyś rozkleję się właśnie przy tobie.
— A że będziesz latać przebrany za dziewczynę?
— Akurat o tym marzyłem od dziecka...
Obaj wybuchnęli śmiechem. Kryzys został zażegnany.
Resztę dnia spędzili razem z rodzicami Uruhy. Gitarzysta starał się trzymać raczej blisko matki. Ruki natomiast siedział w rogu pokoju z książką, co jakiś czas sprawdzając, czy nie dzieje się nic niepokojącego. Nagle usłyszał obok siebie głos ojca Uruhy.
— Dziwna z was para... Nie wyglądacie na zafascynowanych sobą, tak, jakbyście znali się od dawna. Z drugiej strony jest w was tyle niepewności i nieśmiałości, gdy jesteście blisko, jak w całkiem świeżym związku. Nawet taki ignorant jak ja to zauważy.
— Pan wybaczy, ale to nie pańska sprawa.
— Jasne, jasne... Mogę nic nie mówić, ale ty powinieneś się zastanowić, czy ona kiedyś nie zostawi cię dla...
wyższego.
Ruki prychnął, ale popatrzył na Uruhę z tęsknotą.
Pan Takashima pochwycił jego spojrzenie i chyba uznał je za dobrą kartę, bo zwrócił się głośno do siedzącego po drugiej stronie pokoju Uruhy.
— Ayano-chan? Dlaczego ty i Ruki-kun jesteście ze sobą?
Gitarzysta popatrzył na ojca ze zdziwieniem, a następnie przeniósł wzrok na Rukiego, który...
„Oczekuje odpowiedzi? Nie, to niemożliwe, żeby Ruki... Chociaż...”
— To jest miłość. Tak sądzę — powiedział, czując, jak napływa do niego pewność siebie.
— Tak sądzisz? A za co go kochasz?
Uruha wstał i podszedł bliżej, cały czas patrząc w oczy wokalisty. Tuż przed fotelem uklęknął i położył dłonie na udach Rukiego.
— Nigdy tego ode mnie nie usłyszałeś, prawda? — zapytał cicho. — Wybacz, te słowa powinny paść dużo wcześniej... Kocham sposób, w jaki odrzucasz włosy z twarzy, gdy jesteś zapracowany. Kocham twoje oczy, gdy na mnie patrzą, niemo chwalą w tych nielicznych chwilach, podczas których robię coś dobrze. Ta pochwała znaczy dla mnie więcej, niż wszystkie oklaski tego świata. Kocham twoje usta, są takie miękkie... Kocham twoje dłonie, stopy i każdy inny element twojego ciała. Kocham sposób, w jaki myślisz. Kocham wszystkie teksty, jakie napisałaś. Każde słowo, które wypowiadasz. Kocham brzmienie twojego głosu. Nawet to, jak szepczesz przekleństwa kocham. Twój uśmiech sprawia mi przyjemność, a łzy ból. Chcę być tarczą, która cię ochroni. Chcę być kłamstwem, które pozwoli ukryć się przed problemami. Chcę być kroplami deszczu, który tak bardzo lubisz. Bezkarnie dotykać twej twarzy. Chcę być powietrzem, którego potrzebujesz. Chcę być nawet cholernym kremem z filtrem, by chronić cię przed promieniami słońca. W końcu nie lubisz się opalać, prawda? I chcę...
Ruki pochylił się i złożył na ustach przyjaciela miękki, zaborczy pocałunek.
Obaj wiedzieli, że to nie był kolejny fanservice...
… i obaj bali się do tego przyznać.
***
Pierwszymi słowami Uruhy, gdy obaj weszli do pokoju Rukiego, było:
— Muszę się napić.
— Cóż za nowość...
— Mówię poważnie.
— Wiem. Choć wcale mnie to nie cieszy.
Wokalista podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
— Jeśli masz zamiar chlać, to rób to przy zamkniętych drzwiach.
— Przyznaj się, chcesz mnie upić i wykorzystać, to dlatego zamykasz drzwi!
— Myślałby kto, że trzeba cię upijać...
— Co to niby ma znaczyć? — Uruha zmarszczył brwi.
— Nic. Pomijając fakt, że jesteś „naczelną suką Gazette”. — Ruki uśmiechnął się sarkastycznie.
— Wypraszam sobie! To, że jestem odrobinę...
— Wyuzdany?
— To jeszcze nie jest powód...
— Musisz jednak przyznać, że fakt, iż pieprzysz wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka, jest już
powodem.
Uruha popatrzył na wokalistę spod byka.
— Ty za to notorycznie uciekasz na drzewo. Ruki-Małpa... — zamruczał i podszedł do barku. — Przynajmniej się ze mną napij.
Ruki złapał lecącą w jego stronę butelkę piwa i odstawił ją na szafkę.
— Mimo wszystko byłbym wdzięczny, gdybyś się przebrał. Nie lubię pić z kobietami. Ani z nimi sypiać...
— Wybacz skarbie, ale cały mój lateks został w pokoju, który obecnie zajmują moi protoplaści...
— Weź coś mojego. — Ruki wzruszył ramionami.
— Mój słodki blondynku, wybacz, ale jesteś ciutkę za malutki.
— Mimo wszystko, jestem pewien, że coś się znajdzie... — Podszedł do ogromnej szafy. — Czerwone, czarne, fioletowe? Może jednak róż? Nie, chyba jednak czarne będą dobre... — Rzucił w gitarzystę czarnymi bokserkami i podkoszulkiem w tym samym kolorze, z nadrukowanym ludzkim sercem. — Możesz iść pierwszy do łazienki. — rzucił z uśmiechem, zabierając mu piwo. — Napijesz się jak wrócisz.
Uruha westchnął, ale posłusznie poczłapał pod prysznic. Dobrą chwilę zastanawiał się, jakiego płynu ma użyć. Ruki miał w łazience kolekcję, której nie powstydziłaby się żadna drogeria.
Gitarzysta powąchał kilka na chybił trafił i w końcu użył czegoś, co (przynajmniej jego zdaniem) pachniało bananami.
Jakiś czas później pochwalił się za ten wybór, słysząc od mijającego go w drzwiach wokalisty ciche mruknięcie — Ładnie pachniesz.
Z uśmiechem chwycił piwo i usadowił się na łóżku przyjaciela. Jego zniecierpliwienie rosło odwrotnie proporcjonalnie do ilości złotego płynu w butelce. Popatrzył z uporem na drzwi. Był pewien, że sam nie spędził w łazience tyle czasu... a przecież był większy!
W końcu drzwi otworzyły się i Ruki, uśmiechnięty, wszedł do pokoju w towarzystwie obłoków pary. Uruha przeleciał wzrokiem po ciele przyjaciela, zatrzymując się na biodrach. Zawinięty nisko ręcznik wyglądał, jakby za chwilę miał spaść i gitarzysta żałował teraz, że nie jest jakimś cholernym Harrym Potterem i nie może mu
pomóc w jakiś magiczny sposób.
— Zapomniałem ubrań — zakomunikował Ruki jak gdyby nigdy nic.
— Nic nie szkodzi.
— Domyślam się.
Przy szafie ręcznik w końcu opadł, a Uruha zaczął zastanawiać się, czy nie obejść pokoju dookoła, by zobaczyć odrobinę więcej, niż tylko pośladki wokalisty. Choć jego tyłek tez prezentował sobą niezły widok. Cóż... przynajmniej póki Malutki się nie ubrał...
Gitarzysta lubieżnie oblizał wargi, za co został nagrodzony sceptycznym uniesieniem brwi.
— Aż tak dobre to piwo?
— Nie masz pojęcia jak bardzo. — Wyszczerzył się. — Choć mogłoby być lepiej.
— Wybacz, że nie zaserwowałem ci
Pauillac rocznik czterdziesty piąty!
— Och, piwo jest w sam raz. Tylko milej by było, gdybyś napił się ze mną...
Ruki złapał butelkę piwa i wskoczył na łóżko.
— Hmm... Właśnie wskoczyłeś mi do łóżka... — zaczął gitarzysta.
— Nie pochlebiaj sobie. Łóżko, z tego co pamiętam, jest moje.
— Psujesz zabawę! „Wskoczyłeś mi do twojego łóżka” już nie brzmi tak fajnie! — naburmuszył się Uruha. — A co, gdybyśmy tak...
— Nie! Nie mam zamiaru wymykać się do klubu! Żadnych miejsc publicznych i półnagich panienek!
— Ale ja...
— Nie! Jestem zmęczony. Chcę spać.
— To całkiem nie o to chodziło — burknął Uruha i dał sobie spokój.
Sączyli spokojnie piwo, patrząc w przestrzeń, co jakiś czas posyłając sobie ukradkowe spojrzenia. Chwila była na tyle piękna, że postanowili ją przedłużyć... następnym piwem i następnym, i następnym... Aż w końcu zasnęli.
***
Rukiego obudziły czyjeś ręce, mocno zaciskające się wokół jego talii.
Najpierw uderzył go zapach bananów i alkoholu, następnie, wraz z otwarciem oczu, wróciła świadomość.
Leżał na gitarzyście i zastanawiał się, jak bardzo niespokojny on sam musiał mieć sen i jak twardo musi spać Uruha, iż całe zajście nie wzbudziło żadnych protestów. Na domiar złego pojawił się spory problem... Cokolwiek miał na ten temat do powiedzenia zdrowy rozsądek - ciało Rukiego było podniecone. I to cholernie podniecone. W momencie, gdy Uruha ponownie poruszył się przez sen, członek wokalisty drgnął, a biodra, wbrew jego woli, zaczęły ocierać się o biodra drugiego mężczyzny.
„STOP! Ruki, do cholery, opanuj popędy! To twój przyjaciel, rozumiesz?! P-R-Z-Y-J-A-C-I-E-L! Heteroseksualny przyjaciel! Nie możesz, Ruki! A już na pewno nie bez jego zgody!”
Całą siłą woli zmusił swoje ciało do zaprzestanie ruchu. Jednak tylko swoje...
Biodra Uruhy przejęły inicjatywę, gdy tylko Ruki zaczął panować nad własnymi. Wokalista spojrzał z wyrzutem na przyjaciela, ale ten nadal spał w najlepsze. Jęknął przez sen i przygryzł wargę, co sprawiło, że Ruki nie był w stanie się już dłużej powstrzymywać.
Ponieważ pozycja, w jakiej się znajdowali, uniemożliwiała ruchy rąk, jedynie ocierali się o siebie coraz mocniej, coraz bliżej i z coraz większą zachłannością. Orgazm obudził Uruhę, jednocześnie całkiem pozbywając się z głowy Rukiego wyrzutów sumienia.
Gitarzysta popatrzył ze zdziwieniem na przyjaciela, który, uświadamiając sobie, w jakiej jest sytuacji, postanowił zrobić to, co ostatnimi czasy najlepiej mu wychodziło - iść w zaparte.
— Nic nie szkodzi. Mokre sny zdarzają się każdemu — wypalił.
— Doprawdy! — Uruha prychnął. — Znam swoje możliwości i mimo, że niczego mi nie brakuje, to tego bałaganu sam nie zrobiłem... — Skinął głową w kierunku ich bokserek.
— Sugerujesz, iż miałem z tym coś wspólnego? — Ruki udał oburzonego. — Nie dość, że budzę się przytulony do ciebie jak jakiś pieprzony pluszowy miś... Chociaż, nie! Sorry! Misiom nie robi się
takich rzeczy!
— Czy ja wiem,
pieprzonym pluszowym misiom, jak sama nazwa wskazuje, chyba robi się różne rzeczy... Zresztą, to przecież ty na mnie leżysz!
— Leżenie leżeniem, a przyjemność żadna...
— Taak? — Uruha uniósł brew. — Cóż, zaraz to naprawimy...
Jednym ruchem obrócił ich tak, że teraz to on leżał na górze, i zaczął podgryzać szyję Rukiego. Ręce gitarzysty błądziły przez chwile po brzuchu przyjaciela, ale w końcu zajęły się ściąganiem z niego podkoszulka. Nagle Ruki odepchnął go od siebie i z zadziwiająca prędkością czmychnął do łazienki, pozostawiając mężczyznę ze zdziwioną miną.
Uruha westchnął.
„Może rzeczywiście to byłoby dla Malutkiego zbyt szybko...”
***
Ruki siedział pod prysznicem, oplatając ramionami kolana. Serce Uruhy zabiło mocniej. Teraz miał jedynie ochotę objąć to drobne ciałko i sprawić, by przyjaciel już nigdy nie musiał być smutny. Nie przejmując się zmoczeniem ubrań, wszedł pod prysznic i klęknął przed wokalistą, zgarniając przy tym z półki jakiś żel na chybił trafił. Odkręcił go, wylał sobie odrobinę na dłonie i, ku zaskoczeniu Rukiego, zaczął powoli namydlać jego ramiona, nogi i plecy. Mężczyzna rozluźniał się powoli, pozwalając dotykać się w kolejnych miejscach. Dłonie Uruhy długo błądziły po jego klatce piersiowej i brzuchu, aż dotarły do strategicznego miejsca. Gitarzysta spojrzał na przyjaciela, Ruki jednak wydawał się być już całkowicie rozluźniony. Przymknął powieki i oparł się o ścianę oddając się w ręce partnera. Sprawne palce gitarzysty delikatnie muskały członek i jądra blondyna. Każdy gest wydawał się być dopracowany i przemyślany. Z drugiej strony, było w tym tyle nieokiełznanej chęci poznania...
— Wyglądasz jak szalony naukowiec — szepnął Ruki.
— I tak się czuję — Uruha jęknął, lekko sprzeciwiając się odpychaniu jego rąk od członka wokalisty.
— Ciebie też trzeba przecież umyć — wymruczał mu przyjaciel w odpowiedzi.
Zbliżył się i zaczął ściągać z niego mokre ubranie.
— Nie dam się przecież przelecieć brudnemu facetowi...
Ruki nie był jednak tak opanowany jak Uruha. Ruchy jego dłoni były szybkie i chaotyczne, całe ciało coraz bardziej domagało się kontaktu z partnerem. Może dlatego miejsce akcji bardzo szybko przeniosło się spod prysznica do sypialni...
***
Rano Aoi, Kai i Reita zastali pannę Nakamura i Rukiego w kuchni. Sytuacja była na tyle dziwna dla innych członków Gazette, że aż zaniemówili z wrażenia. Lubiący zwykle dużo dłużej pospać Uruha krzątał się w najlepszym z możliwych nastrojów po kuchni, przygotowując śniadanie, natomiast ranny ptaszek Ruki, ze zbolałą miną stał oparty o wyspę kuchenną, sprawiając wrażenie kogoś, kto zaraz się przewróci ze zmęczenia.
— Na, Ruki! — zaczął Kai. — Wyglądasz na zmęczonego. Czemu nie usiądziesz?
Wokalista popatrzył zniesmaczony na proponowane mu przez lidera krzesło, co wywołało u Uruhy niekontrolowany chichot.
— Swoją drogą, to urocze, że nie możesz siedzieć...
— Zamknij się, Kouyou.
— W nocy jakoś odpowiadało ci, że jestem głośno, Takanori...
Kai wyszczerzył się i zaczął nagle bardzo interesować się sufitem, Aoi pytająco spojrzał na całą czwórkę, a Reita wykrzyknął:
— No, nareszcie!
— Może mi ktoś wytłumaczyć, o co chodzi? — zapytał czarnowłosy gitarzysta.
— Panowie Takashima i Matsumoto wreszcie się ze sobą przespali — odpowiedział Reita z zadowoleniem.
— Ach — skwitował Aoi sięgając po papierosa. — Jeśli cię boli, Ruki, to w szafce nad twoja głową są środki przeciwbólowe...
— Mam nadzieję, że jajecznica Uruhy będzie lepsza niż ta, którą robi Kai... — westchnął Reita. — Tylko błagam, nie dodawaj do niej majonezu!
Nagle do kuchni wsunęła głowę pani Takashima.
— Ruki-kun, pozwolisz na chwilkę?
— Oczywiście. — Wokalista zmusił się do uśmiechu i pokuśtykał za nią do przedpokoju.
Matka Uruhy westchnęła i popatrzyła Rukiemu głęboko w oczy.
— Dziś wyjeżdżamy. Mój mąż czeka już przy taksówce. Mimo wszystko chciałabym z tobą zamienić jeszcze dwa słowa...
— Jak to? Nie czekają państwo na syna?
Kobieta popatrzyła na niego z politowaniem.
— Nie bądź głupi. Każda matka pozna swoje dziecko. Nawet, jeśli jest przebrane i usiłuje się przed nią ukryć. Mój mąż to kretyn, więc się nie zorientował, ale ja doskonale wiem, jak wygląda mój syn... Wiem też, że Kouyou cię kocha... A ty? Kochasz mojego syna?
— Kocham — odpowiedział wokalista z całkowitą pewnością. Właściwie, to była chyba jedyna rzecz, której teraz był pewien.
— W takim razie proszę, zaopiekuj się nim. Spraw, by był szczęśliwy. Zasługuje na to.
Ruki uśmiechnął się do kobiety. Po raz pierwszy poczuł do niej coś na kształt sympatii.
— Czy będziemy mogli was kiedyś odwiedzić? — zapytał.
— Wątpię... Kouyou ma teraz nową rodzinę... — Położyła mu rękę na ramieniu. — Ciebie.
Na koniec uśmiechnęła się do niego i ruszyła w stronę drzwi.
— Żegnaj, Ruki-kun.
I wyszła, delikatnie zamykając za sobą drzwi...
— Coś się stało? — Uruha podszedł od tyłu i delikatnie przygryzł płatek jego ucha.
— Twoi rodzice właśnie wyjechali. I wiesz? Ona cały czas wiedziała...
Gitarzysta zamarł w szoku.
— Wiedziała?
— Tak, i kazała mi się tobą opiekować.
— Kazała?
— Tak, od dziś jestem twoją nową rodziną.
— Rodziną? — Uruha popatrzył na niego otępiały.
— Mhm... mów mi wuju — zamruczał Ruki z satysfakcją.
— To obrzydliwe — usłyszeli za swoimi plecami chór trzech głosów.
END