J-slash
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 [M] Wszystko będzie dobrze

Go down 
3 posters
AutorWiadomość
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimePią Maj 07, 2010 4:48 pm

Tytuł: Wszystko będzie dobrze
Pairing: Kamijo x Kaya (Versailles/solo)
Rodzaj: Romans
Słów: 3310
Ostrzeżenia: brak (aczkolwiek swojej dwunastoletniej siostrze raczej bym tego do przeczytania nie dała, stąd ten dział XD")
Komentarz: Następny w miarę krótki fick, pisany równy tydzień XDD Skończyłam wczoraj w okolicach czwartej nad ranem. Zainspirowany został drugą rocznicą przejścia Kayi na major w ubiegłym tygodniu, a reszta ułożyła się sama >D
Osobiście jestem raczej zadowolona z efektu, ale wiadomo, nie mi oceniać. Będę baaardzo wdzięczna za opinie <33
Autobeta, więc mogą się trafić jakieś błędy, niestety ja już ich nie widzę po tym tygodniu Dead
~~


Tego dnia poranek był wyjątkowo piękny. Kiedy trochę po siódmej opuścili salę, akurat wyszło słońce, a świeże, czyste powietrze intensywnie pachniało niedawnym deszczem. Był środek kwietnia i wszystko wokół zieleniło się w najlepsze. Liście jak co roku rozwinęły się nie wiadomo kiedy i zupełnie zasłoniły jeszcze przed tygodniem nagie gałęzie, przekwitły też chyba wszystkie wiśnie. To był czas śliw; pokryte białym kwieciem drzewka przyciągały wzrok, nie ustępując wcale urodą swoim różowym poprzedniczkom. Wiosna całkiem owładnęła miastem, nadając rozpoczynającemu się dniowi coś, dzięki czemu naprawdę chciało się żyć. Nie mąciło tego nawet zmęczenie, jakie wszyscy czuli po nocnych przygotowaniach do zbliżającego się wielkimi krokami występu.
To miał być wielki dzień dla Kayi, jego debiut jako major i pierwszy samodzielny koncert na tak dużej scenie. Wszystko musiało być dopracowane do perfekcji, a czasu zostało już bardzo mało. W trakcie dnia zawsze było coś do zrobienia, jakiś szczegół do ustalenia, urywające się telefony i ciągła bieganina – dlatego ćwiczyli nocą. Kaya zawsze miał tendencje do organizowania sobie prób w godzinach, w których każdy normalny człowiek znajduje się w fazie najgłębszego snu, a teraz także grupa jego tancerzy musiała się do tego dostosować i poświęcić odpoczynek dla jak najlepszego przygotowania się do tak znaczącego występu. I tak zamiast spać, wlewali w siebie hektolitry kawy i z uporem powtarzali choreografię do poszczególnych utworów, raz za razem przez parę godzin, dopóki każdy krok nie przychodził im automatycznie, a Kaya nie zachrypł od śpiewania. Kiedy wstawał ranek, kończyli i rozchodzili się do domów, przespać chociaż trochę, nim w okolicach południa wszystko zacznie się od nowa, trzeba będzie zebrać się i pojechać do hali, rozmówić z kilkoma osobami, wyjaśnić ewentualne wątpliwości. Oczywiście, zdecydowana większość tego wszystkiego spadała na Kayę. Zamiast zdawać się na staff, wolał sam wszystko sprawdzić, ustalić, obejrzeć. To był jego występ, jego wielki dzień.
A że po tym wszystkim do wieczora chodził, odbijając się od ścian ze zmęczenia i niewyspania... Cóż, jak mówią, nie ma róży bez kolców. Czasem trzeba trochę się poświęcić.
Sam był zaskoczony tym, jak długo jest w stanie wytrzymać bez snu, zachowując przy tym stan względnej użyteczności. Przez ostatnie dni żył bardziej samą ekscytacją niż czymkolwiek innym i tylko zdenerwowanie uruchamiało w nim dodatkowe pokłady siły. Podejrzewał, że gdyby nie to, przy takim trybie życia traciłby przytomność średnio raz na godzinę. Między przygotowaniami czekała jeszcze na niego premiera nowego singla, więc zdążył niemal zapomnieć, jak to jest po prostu się wyspać.
Zbiegając po schodach po opuszczeniu studia, miał jeszcze całkiem poważny zamiar udać się prosto do domu, zasłonić żaluzje przed nęcącymi promieniami słońca i rzucić w ubraniu na łóżko, naciągając kołdrę na głowę. Zawsze tak właśnie robił po podobnych próbach. Kiedy jednak wszyscy znaleźli się na zewnątrz, plany te zostały nagle poddane poważnej weryfikacji; dzień tak pięknie się zapowiadał, że mimo wszystko aż żal było go przesypiać. Wiedział w prawdzie, że jego głowa odwdzięczy mu się za to wieczorem silnym bólem, ale cóż, tym będzie martwił się później. Dawno nie miał czasu tylko dla siebie.
Reszcie jego grupy chyba także udzieliła się atmosfera słonecznego poranka, bo z łatwością dali się namówić na wspólne śniadanie. Złamali się jednak dosyć szybko i już po ósmej zaczęli rozchodzić, zbiorowo ziewając i marudząc. Koniec końców Kaya został sam. Kupił jeszcze jedną kawę i udał się w stronę skweru, gdzie - po krótkim spacerze między kwitnącymi drzewami - kolejne pół godziny spędził na ławce, wystawiając twarz do słońca. Odstresowywało go to o wiele lepiej niż marne trzy godziny snu. Dotlenienie się było naprawdę dobrą rzeczą po takiej nocy, a poza tym nie zamulało i powinno mu być łatwiej wrócić potem do pracy, niż gdyby był jeszcze zmuszony wyłazić znowu z łóżka. Ze średnim zainteresowaniem obserwował mijających go ludzi; zdecydowana większość w pośpiechu zmierzała w kierunku metra, mając prawdopodobnie przed sobą perspektywę ośmiu godzin w biurze czy innym miejscu pracy. W takich chwilach Kaya czuł dodatkową satysfakcję ze swojego muzycznego fachu.
Jeszcze parę minut spędził na ławce, rozmyślając na podobne tematy. Jednak kiedy jego zegarek wskazał dziewiątą, wstał i ruszył z powrotem w stronę chodnika. Był ktoś, kogo bardzo chciał dzisiaj zobaczyć.

Miał dużo szczęścia, że w tak wielkiej metropolii jaką jest Tokio, studio, w którym ćwiczył i siedziba Sherow Artist Society, były tak blisko siebie. Z prawdziwą radością przekroczył znowu próg wytwórni; nie było go tutaj od jakiegoś czasu, chociaż przed swoją trasą z Versailles i Juką ubiegłorocznej jesieni, właśnie w tym miejscu spędzał zdecydowaną większość dnia. Wszyscy pracownicy go znali i bez żadnych pytań wskazali mu salę, w której, zgodnie z jego przypuszczeniami, zespół odbywał akurat próbę.
Dźwięk gitar i wybijany na perkusji rytm doskonale dało się słyszeć już na korytarzu. Kiedy po chwili dołączył do nich mocny głos Kamijo, Kaya zatrzymał się, opierając o ścianę obok drzwi i słuchając bez ruchu. Nie znał jeszcze tego utworu, co znaczyło, że prace nad nowym materiałem szły pełną parą. Ponieważ podobało mu się to, co słyszał, postanowił poczekać do końca piosenki, nim zacznie im w tym przeszkadzać. Dopiero, gdy po paru minutach instrumenty ucichły, zapukał i, nie czekając na odpowiedź, otworzył drzwi.
Powitali go z entuzjazmem, którego nawet się po nich nie spodziewał. Natychmiast otoczony ciasnym kołem i zasypany najróżniejszymi pytaniami odnośnie tego, co działo się u niego w ostatnim czasie, szybko pogubił się, czyje dłonie klepią go po plecach z gratulacjami i komu odpowiadać na nie najpierw. Całą salę błyskawicznie wypełnił gwar i głośny śmiech - nie licząc krótkiego spotkania po powrocie Versailles z europejskiej trasy, nie widzieli się w końcu od paru ładnych tygodni. Wszyscy mieli sobie nawzajem dużo do powiedzenia i z miejsca puścili próbę w zapomnienie, rozsiadając gdzie się da i rozpoczynając ożywioną dyskusję o nadchodzącym koncercie Kayi i innych podobnych wydarzeniach. Sam Kaya po jakimś czasie w dosyć nietypowy jak na siebie sposób wyłączył się z rozmowy. Dobrze czuł się w ich towarzystwie, po prostu patrząc na znajome twarze i słuchając miłych głosów. Byli dla niego prawdziwymi przyjaciółmi, chociaż nie znał ich zbyt długo w porównaniu z innymi, których miał. Mógł liczyć na nich w każdej sytuacji, wiedzieli, jak go wesprzeć i zmotywować do działania... Po prostu byli.
W pełni pochłonięty własnymi myślami, nie do końca kojarzył, co działo się w sali później i na jaki temat zeszły rozmowy. Chyba wszyscy trochę ucichli. Kamijo grał na pianinie; bardziej dla siebie niż kogokolwiek innego, ładną, spokojną melodię z tym samym, powtarzającym się co jakiś czas motywem. Kayi wydawało się, że już kiedyś ją słyszał, ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, kiedy i gdzie. Zamknął oczy i słuchał w skupieniu, opierając się na brzegu sofy, z policzkiem ułożonym na dłoniach. Nawet nie zauważył, kiedy myśli w jego głowie zaczęły mieszać się coraz bardziej, nagle dziwnie bezsensowne i wzajemnie niepowiązane, a potem... potem muzyka odpłynęła wraz z jego świadomością.

Obudził się tak, jak gdyby ktoś gwałtownie nim potrząsnął, niemal siadając z miejsca na sofie i zrzucając z siebie czyjś płaszcz, który nie wiadomo kiedy znalazł się na jego ramionach. Gwałtownym ruchem odgarnął z twarzy eksperymentalnie przefarbowane niedawno na blond włosy i rozejrzał wokół spanikowanym wzrokiem ucznia, który zasnął na lekcji i został brutalnie obudzony lądującą na ławce nauczycielską linijką. Deja vu?...
Całe szczęście jednak okres szkolny skończył się dla niego dosyć dawno temu, a miejsce, w którym się znajdował, okazało się nie być bynajmniej klasą, lecz salą prób w Sherow Artist Society. Nie wiedzieć czemu całą zalewało teraz pomarańczowe światło, jakby... zachodzącego słońca? A szef wytwórni we własnej osobie siedział wygodnie na parapecie okna, obserwując go z mieszaniną rozbawienia i zainteresowania.
- O Boże - wyszeptał Kaya, zapominając chwilowo o swoim ateizmie.
- Bonjour - Kamijo skłonił lekko głowę, wciąż z tym samym uradowanym wyrazem twarzy. - Wyspałeś się, kochanie?
Młodszy nie odpowiedział. Wstał z sofy, z trzeźwością umysłu godną zombie wybudzonego nagle ze snu wiecznego ruszając w kierunku drzwi.
- Muszę iść - wymamrotał. - Miałem jechać do hali, czekają tam nam mnie, mieliśmy... Mieliśmy...
- Kaya-chan - przerwał mu łagodnie, nie ruszając się z miejsca. Ton jego głosu łudząco przypominał ten, którego używają głównie pielęgniarki w rozmowach z pacjentami nie do końca sprawnymi umysłowo. - Jest osiemnasta, wiesz? O tej porze nie ma już sensu nigdzie jechać.
- Ale Kamijo, ja muszę! - odwrócił się w jego stronę, załamując ręce. Panika rosła w nim w miarę, jak uświadamiał sobie, jak miał spędzić ten dzień i w jak głupi sposób cały stracił. Napięty rozkład przeleciał mu przed oczami, zakończony wizją wściekłej twarzy jego menadżera. Idiota! Skończony idiota! - Nie rozumiesz? Mam jeszcze tyle do zrobienia, sen to ostatnia rzecz, na jaką miałem dzisiaj czas!
- Z oddychania też masz zamiar zrezygnować? - zainteresował się, unosząc brwi i wyciągając nogi przed siebie. Nadal wyglądał na rozbawionego całą sytuacją.
- To nie jest śmieszne! Powinniście mnie obudzić. - Opadł bezsilnie na najbliższe krzesło. Przez chwilę milczał, patrząc w podłogę pustym wzrokiem, nim odezwał się ponownie, tonem straceńca, któremu wszystko już jedno - mój telefon... Nie dzwonił?
- Dzwonił - przyznał Kamijo, opierając podbródek na zwiniętej pięści. - Pięć razy.
Kaya jęknął, ukrywając twarz w dłoniach.
- No to koniec, menadżer mnie zabije!
- Musiałeś być straszliwie zmęczony, że tego nie słyszałeś. Od której ćwiczyliście?
- Drugiej - odpowiedział automatycznie spomiędzy palców. Dopiero po chwili opuścił ręce na kolana, wzdychając z rezygnacją. - Tak, ćwiczyliśmy od drugiej do siódmej.
- Brawo - rzucił Kamijo potępiająco. - Nie zdziw się, jeśli na koncercie stracisz przytomność w połowie pierwszego utworu. O ile, rzecz jasna, nie wykończysz się jeszcze wcześniej.
Machnął na to ręką, zirytowany.
- Dam radę - powiedział twardo. - Naprawdę nie musisz się o mnie martwić. - Widząc, że milczy, najwyraźniej nadal niezbyt przekonany tymi zapewnieniami, dodał - normalnie położyłbym się po próbie spać, ale bardzo chciałem was zobaczyć.
- To akurat jestem w stanie zrozumieć - uśmiechnął się.
- A pozostali? Dokąd poszli?
- Sądząc po uradowanej minie Yukiego, mamy trzy możliwości. - Uniósł dłoń, wyliczając na palcach - pierwsza: piwo. Druga: sake. Trzecia: piwo i sake.
Kaya parsknął krótkim śmiechem.
- Wyszli wkrótce po tym, jak zasnąłeś, więc do tej pory pewnie wszyscy czterej leżą zalani pod stołem.
- A więc nie dość, że zepsułem wam próbę, to jeszcze zatrzymałem cię w studiu do samego wieczora - podsumował. - Przepraszam.
Spojrzał na niego wymownie.
- Daj spokój. Ich akurat od rana nosiło, a ja i tak nie miałem zamiaru z nimi iść. Pisałem teksty. O wiele łatwiej jest się skupić, kiedy nikt ci nie trajkocze nad uchem.
Kaya uśmiechnął się lekko, podnosząc z krzesła. Podszedł do okna i usiadł obok Kamijo na brzegu parapetu.
- Niemniej wciąż nie powinieneś pozwalać, żebym beztrosko przespał sobie cały dzień. To przesada, szczególnie w mojej sytuacji.
- Ach, ale nawet nie wyobrażasz sobie, jakże słodko i niewinnie wyglądasz, kiedy śpisz! - Wyprostował się, robiąc mu więcej miejsca i wskazując, by usiadł naprzeciwko niego. - Aż nie chce się wierzyć w to, co wyprawiasz normalnie.
Kaya prychnął, wspinając się na parapet.
- Znowu sobie ze mnie żartujesz!
- Skądże znowu, ja mówię serio. Nie miałbym serca cię budzić, nawet, gdybym faktycznie musiał. - Uśmiechnął się, kiedy młodszy usiadł już pewnie naprzeciw. - Mamy piękny zachód słońca, zobacz.
- Tak - przyznał Kaya, chociaż nie patrzył bynajmniej za okno. Jego wzrok o wiele silniej przyciągały refleksy światła we włosach Kamijo; aktualnie były w kolorze rudawego brązu, więc w takim oświetleniu efektownie połyskiwały miedzią i ciemną czerwienią. Różowawy blask nadawał kolorów jego jasnej skórze i śnieżnobiałej koszuli, odbijał się też w oczach. Cała ta gra światła i cieni była wyjątkowo pochłaniająca. - Bardzo piękny.
- Denerwujesz się? - spytał, odrywając po chwili wzrok od okna i spoglądając na niego.
- Trochę - przyznał Kaya, przygryzając usta. - Mam nadzieję, że te telefony to nie było nic ważnego.
- Och, świat się nie zawali, jeśli kilku nie odbierzesz. Dadzą sobie radę bez ciebie, do tego ich masz! Ty jesteś artystą, masz wyjść na scenę i sprawić, żeby wszyscy obecni tam ludzie przez najbliższy miesiąc nie byli w stanie myśleć o niczym innym. Reszta to już nie twoje zmartwienie.
Westchnął, kiwając głową.
- Jasne.
- My też przyjdziemy cię zobaczyć, obiecuję. Będzie dobrze. Jestem pewny, że jak zwykle rzucisz wszystkich na kolana.
- Taak! - parsknął Kaya. - Nie no, wspaniale. Naprawdę super. Jeszcze coś?
- Ładnie ci w tych włosach.
Tym razem roześmiał się całkiem szczerze.
- Dziękuję. To był eksperyment, na przyszłość chyba jednak zostanę przy ciemniejszych kolorach.
Milczeli przez chwilę, tym razem obaj patrząc, jak słońce powoli pełznie po niebie, by już za parę minut schować się gdzieś za dachami budynków w oddali. Śliwy i przekwitłe wiśnie rzucały coraz dłuższe cienie, kwiaty tych pierwszych blask zabarwił na różowo i pomarańczowo. Wyglądało to zupełnie tak, jakby część obłoków zeszła z nieba na ziemię i zapuściła w niej korzenie.
W końcu Kamijo westchnął ze znudzeniem, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Kaya popatrzył na niego z wyraźną degustacją, ale zignorował jego potępiające spojrzenie i niebezpiecznie zaciśnięte nagle usta. Zapalił jednego, uchyliwszy nieco wcześniej okno. Zamknął oczy i zaciągnął się raz, wypuszczając dym na zewnątrz, lecz w tym momencie Kaya podniósł się niespodziewanie, klękając przed nim i przechylając szybko w jego stronę. Otworzył oczy, patrząc na młodszego z zaskoczeniem i, nim zdążył zorientować się, co zamierza i zaprotestować, jego papieros wyfrunął przez okno, znikając za parapetem.
- KAYA!... - Podniósł się gwałtownie, prawie zderzając z nim czołem. - Mogłeś to chociaż zgasić, wytwórnię mi spalisz!
- Niczego nie spalę, jeśli przestaniesz się w końcu truć - odparł twardo bez najmniejszego poczucia winy, siadając na piętach i zakładając ramię na ramię. - Zniszczysz sobie głos, twoja wydolność płuc spadnie tak, że na koncertach zadyszka będzie cię łapać po trzech utworach, a potem dostaniesz raka i umrzesz w wieku czterdziestu lat.
- Dobrze wiedzieć, muszę dobrze wykorzystać te osiem, które mi zostało.
- Idiota - prychnął. - W ogóle nie dbasz o swoje zdrowie. Już dawno powinieneś zerwać z tym wstrętnym nałogiem.
- Ale to mnie chroni przed nerwicą! Dzięki papierosom nie dostaję przed koncertami czegoś takiego, jak ty teraz - odparł przekornie, strzelając w niego olśniewającym uśmiechem. - I przynajmniej normalnie śpię, jeśli chcesz mówić o zdrowiu.
Kaya nie dał się łatwo złamać.
- Nie mam nerwicy, to wyjątkowa sytuacja! - Drugą część jego wypowiedzi mimo wszystko pominął.
- To po prostu duży koncert. Kochanie, większość fanów, którzy przyjdą, już przecież znasz, stres to będzie w Europie, tam nigdy nie wiesz, kto i jak cię przyjmie, a poza tym...
- Nie zmieniaj tematu.
Przez sekundę patrzył na niego w milczeniu, wyraźnie skonsternowany tak bezczelnym przerywaniem mu wypowiedzi, po czym westchnął z rezygnacją.
- Oj, Kaya-chan...
- Dlaczego nie możesz rzucić tego palenia DLA MNIE? - splótł ręce na jego kolanach i oparł na nich głowę, nie odrywając od niego wzroku. - Byłbym spokojniejszy, a i tobie by to na dobre wyszło.
- Okej, ale w takim razie co ty zrobisz dla mnie?
Zamrugał, podnosząc się z powrotem do pionu.
- Ja? Dla ciebie?
- Byłoby miło.
- Nie wystarcza ci, że dbam o twoje zdrowie?
Kamijo pokręcił głową.
- To mnie nie przekonuje. Moje zdrowie osobiście nie wnosi protestów przeciwko paleniu, więc to żaden argument.
- No więc czego ode mnie chcesz?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami, opierając się wygodnie o ścianę. - Znajdź coś, żeby mnie przekonać. Na pewno potrafisz.
Kaya pokręcił z dezaprobatą głową. Starszy mężczyzna pozostał jednak niewzruszony; uśmiechał się krzywo, patrząc na niego pewnym wzrokiem, a w jego czarnych tęczówkach lśniły iskierki rozbawienia.
- Zachowujesz się jak dziecko – stwierdził w końcu blondyn ze znużeniem, przerywając przeciągającą się ciszę. Zmrużył lekko oczy, przez parę sekund patrząc na niego z uwagą. - Ale dobrze. Dobrze, niech ci będzie. - Nagle uniósł się na kolanach, zdecydowanym gestem kładąc mu obie dłonie na ramionach. - Ale musisz zamknąć oczy... I zostać na miejscu.
Nie czekał, żeby sprawdzić, czy wykonał polecenie. Błyskawicznie - tak, że potem sam nie był w stanie odtworzyć, kiedy - przechylił się w stronę Kamijo i musnął jego usta swoimi. Z początku lekko, wycofując się zaraz na centymetr, ale ponieważ nie spotkał się z protestem, nie mógł się powstrzymać, żeby tego nie powtórzyć. Tym razem nieco dłużej, wszystkie zmysły skupiając tylko na miękkim dotyku jego warg. Westchnął, zaskoczony, kiedy silne ramię nagle objęło go w pasie, przyciągając bliżej stanowczym ruchem. Drugą dłoń Kamijo wplótł w jego włosy, oddając przy tym pocałunki mocniej, niż się spodziewał. Odepchnął się od ściany, siadając prosto i ciągnąc go za sobą, tak, że gdyby teraz go puścił, Kaya niechybnie poleciałby do tyłu. Ich ciała otarły się o siebie i niemal jęknął, ale język starszego skutecznie uniemożliwiał mu wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku czy nawet porządne zaczerpnięcie oddechu. Silniej zacisnął ręce na jego ramionach, odpowiadając mu w równie zdecydowany sposób. Dopiero po długiej chwili oderwali się od siebie.
Kaya zsunął dłonie na pierś Kamijo, pochylając głowę i opierając czoło o jego szyję. Oddychał ciężko, co najmniej lekko oszołomiony takim obrotem spraw i szybkim biciem własnego serca. W ten sposób znowu wprawił starszego w lekkie rozbawienie; zaśmiał się cicho, przesuwając ręką po jego włosach, żeby po chwili objąć go ramionami.
- I widzisz, co narobiłeś? - spytał z czułością, przytulając go mocniej do siebie, tak, że nawet gdyby chciał, nie mógłby się wyrwać bez użycia siły. - Teraz już cię nie puszczę. Będziesz musiał ze mną zostać.
Kiedy indziej Kaya pewnie skwitowałby prychnięciem takie przeinaczanie faktów, ale teraz nawet nie zwrócił na to uwagi. Znaczenie słów Kamijo wywoływało falę ciepła, rozchodzącą się po całym ciele i znieruchomiał tak w jego uścisku, prawie zapominając o oddychaniu. Dopiero po dłuższej chwili oplótł jego szyję rękoma, unosząc głowę, żeby na niego spojrzeć. Nadal się uśmiechał.
- Zawsze chciałem to zrobić - wyznał, nawijając na palec kosmyk ciemnych włosów. Przymknął oczy, przytulając usta do jego twarzy. - Ale myślałem, że mnie odepchniesz.
- Głuptas - mruknął Kamijo, znowu go całując, tym razem delikatniej. Położył mu dłoń na policzku i odsunął się odrobinę, spoglądając na niego spod przymkniętych powiek. - Kiedy dałem ci powód, żeby tak myśleć?
- Nie wiem - wzruszył ramionami, ponownie opierając się czołem o szyję starszego mężczyzny. - Ale tyle już się znamy, a nigdy do niczego nie doszło. - Ustami otarł się lekko o jego obojczyk. - Nie uważasz, że to dziwne?
- Być może musieliśmy z tym trochę poczekać. Czasem tak jest lepiej, niż wszystko od razu.
Kaya myślał nad tym przez chwilę, po czym skinął krótko głową.
- Pewnie masz rację - stwierdził, obracając się w miejscu i układając wygodniej w jego ramionach. - Tak - dodał, kiedy otoczył go ramionami, opierając policzek na jego włosach. - Właściwie to dobrze, że doszliśmy do tego momentu właśnie teraz.
W odpowiedzi Kamijo pocałował go w czubek głowy i kolejne kilka minut milczeli, dalej obserwując, jak słońce schodzi coraz niżej i niknie za dachami domów. Takiego spokoju Kaya nie czuł już od dawna; jak gdyby spadł z niego jakiś ciężar, z którego istnienia nie do końca zdawał sobie sprawę i nie mogło stać się już teraz nic złego. Nawet zdenerwowanie zbliżającym się koncertem gdzieś zniknęło. Bez względu na to, czy wszystko pójdzie zgodnie z planem czy nie, musiało być dobrze. Nabierał co do tego stuprocentowej pewności, kiedy słuchał cichego niskiego głosu Kamijo i czuł wokół siebie jego ciepło. Na pewno wszystko będzie dobrze.
Nawet nie drgnął, kiedy ciszę rozdarł nagle znajomy dźwięk telefonu, dobiegający najwyraźniej gdzieś z okolicy jego wiszącego przy drzwiach płaszcza. Mógłby dzwonić i pół godziny, a i tak nie wywołałby w nim pożądanej reakcji. Nie dzisiaj.
- Nie odbierzesz? - usłyszał przy uchu po paru sygnałach.
- Nie - odparł, zamykając oczy. Wyciągnął rękę, odnajdując dłoń Kamijo i splótł z nią palce. - Nie odebrałem poprzednich pięciu, więc nic się nie stanie, jeśli nie odbiorę też szóstego.
- Bardzo dobrze. - Wyczuł, że się uśmiecha.
Telefon zadzwonił jeszcze trzy razy, po czym zamilkł, ustępując miejsca niczym nie zmąconej ciszy. Do tej pory słońce zdążyło już całkiem się schować, w sali znacznie pociemniało. Tylko na białych klawiszach pianina lśniły jeszcze ostatnie różowofioletowe odblaski.
Powoli zapadała noc.
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Mun
Siła Wyższa
Mun


Liczba postów : 2903
Join date : 08/01/2010
Age : 30
Skąd : Wrocław/Poznań

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimePią Maj 07, 2010 7:30 pm

Jakie to ładne. Bi Eyes
Mogłabym przysiąc, że sama jestem teraz bardziej odprężona niż gdy zaczynałam czytać ten tekst. Na początku rozbawiła mnie własna myśl: "no tak, Shadow to chyba musi zacząć od opisu przyrody". Ale potem rozbawienie ustąpiło zaciekawieniu, które dla odmiany przemieniło się w totalny relaks.
Jeśli chodzi o błędy, to żadne mi się pod nogi nie rzuciły... xD
Tam było jedno "bynajmniej" przy wyglądaniu przez okno, którego bym się na Twoim miejscu pozbyła, ale nie jest to błąd.
Mam nadzieję, że niedługo uraczysz nas innymi Twoimi (s)tworami. xD Może coś pod Akcję? xDD
Na chwilę obecną pozostaje czekanie... I odpoczywanie? Cute

Wena,
Mun.
Powrót do góry Go down
http://polishpri.ubf.pl/
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimeSob Maj 08, 2010 10:14 pm

Hahah, ale z tym opisem przyrody to przypadek! XDDD Większość moich ficków zaczyna się inaczej, tylko tak jakoś się złożyło, że akurat te dwa, które są na forum, wypadły na opis XD
Serdecznie dziękuję! Zawsze bardzo miło mi się czyta takie miłe słowa <33 Bardzo mnie motywują. Ale pod Akcję mi chyba nie wyjdzie raczej, póki co w pełni skupiam się na eksploatowaniu tego pairingu i to się raczej prędko nie zmieni, za dobrze mi z nimi >D
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Mun
Siła Wyższa
Mun


Liczba postów : 2903
Join date : 08/01/2010
Age : 30
Skąd : Wrocław/Poznań

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimeNie Maj 09, 2010 5:16 pm

Jak wolisz... Ja osobiście chętnie przeczytałabym coś Hirotowego Twojego autorstwa. xD Ale zadowolę się także innymi ficami. Cute
Powrót do góry Go down
http://polishpri.ubf.pl/
Aya
Organizator J-rock Festival
Aya


Liczba postów : 427
Join date : 15/01/2010
Age : 28
Skąd : wyłaniam się z mroku xd

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimePon Maj 10, 2010 8:17 pm

Hehe, Mun ma rację, czytanie o odprężaniu odpręża xDDD Nie wiem czemu, ale po przeczytaniu skojarzył mi sie od razu Twój avatar - taki czysty, niewinny i spokojny, jakby odzwierciedlał Kayę w tym ficku Happy Jestem skłonna ślepo Ci uwierzyć, że bohaterowie są tacy, jakimi ich opisałaś - jakbyś znała ich na żywo. Tworzysz swoją własną rzeczywistość i fajnie Ci wychodzi XD
Powrót do góry Go down
Shadow
Edytor Pogrzebowy
Shadow


Liczba postów : 679
Join date : 11/03/2010
Age : 31
Skąd : Chełm / Warszawa

[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitimeSro Maj 19, 2010 10:12 pm

Aaaa, przepraszam za zapłon z odpisywaniem, czasem skleroza mnie zjada XD
W każdym razie bardzo dziękuję, jak zawsze miło mi to słyszeć! Cute I tak, to jest zdecydowanie zaleta trzymania się jednego pairingu - przynajmniej jako wykreowane przez siebie postacie znam ich na wylot i dosyć łatwo mi się ich opisuje, cieszę się, że ktoś to zauważa Cute
Powrót do góry Go down
http://www.versailles.jun.pl
Sponsored content





[M] Wszystko będzie dobrze Empty
PisanieTemat: Re: [M] Wszystko będzie dobrze   [M] Wszystko będzie dobrze Icon_minitime

Powrót do góry Go down
 
[M] Wszystko będzie dobrze
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Wszystko i nic
» [zamknięty] OPM, czyli już ja dobrze wiem co Ty tam robisz!
» [zamknięty] OPM, czyli już ja dobrze wiem co Ty tam robisz!

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
J-slash :: FanFiction :: PG-15-
Skocz do: