J-slash
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 [M] Psychodelic addiction.

Go down 
AutorWiadomość
Kanako
Stały gość na afterparty
Kanako


Liczba postów : 101
Join date : 26/10/2011
Age : 30
Skąd : Kioto

[M] Psychodelic addiction. Empty
PisanieTemat: [M] Psychodelic addiction.   [M] Psychodelic addiction. Icon_minitimePią Gru 02, 2011 11:38 pm

Tytuł: Psychodeliczne uzależnienie PL
Pairing: Aoi/Uruha
Gatunek: angst (?)
Rodzaj: one-shot
Ostrzeżenia: wulgaryzmy, alkohol
Notka autorska: część tego miała być wykorzystana jako tekst pojedynkowy.
Beta: Tsubuku ;*


Uruha chodził od krawężnika do krawężnika, w dłoni ściskał butelkę wódki. Było ciemno jak w dupie i kompletnie nie wiedział gdzie jest i jak się tu znalazł, ale to nie było ważne. Wlał sobie do gardła ostatnie kilka kropel i wypuścił z dłoni butelkę, która stoczyła się na krawężnik, spadła i potłukła na drobne kawałeczki. On sam potknął się o niezawiązaną sznurówkę własnego buta i wylądował na tyłku na mokrym od deszczu asfalcie. Syknął z bólu, aby po chwili na jego ponętnych ustach pojawił się błogi uśmiech.
Roztrzęsionymi dłońmi wyjął z kieszeni komórkę, pobawił się nią przez chwilę, aby po chwili schować ją z powrotem. Co prawda miał nieodpartą chęć zadzwonić do Aoia i spełnić swoje erotyczne fantazje, ale zrezygnował. Po pierwsze, nie chciał się budzić, tylko dlatego aby patrzeć na tą samą gębę, a po drugie skończy się tym samym. Będą się pieprzyć jak króliki i żaden z nich nie będzie mieć najmniejszego zamiaru tego przerwać. Jak nieporadni nałogowcy.
Uruha zdecydowanie miał za dużo nałogów, ale teraz był pijany i miał wszystko w tych czterech przysłowiowych literach. Co z tego, że jutro Kai urządzi mu kolejną moralną nagonkę, a on ze zwieszonym językiem będzie czekać aż skończy? Życie było zdecydowanie zbyt krótkie, a Uruha i tak wiedział, że kiedyś umrze.
Co prawda zataczał się, ale mimo wszystko wstał o własnych siłach, co niemal graniczyło z cudem. Zastanawiał się, dlaczego to trzęsienie ziemi trwało odkąd wyszedł z nocnego klubu. Obrócił się dookoła własnej osi, a jego śmiech rozniósł się echem po wąskiej uliczce
- Jesteś zatrzymany!
Tubalny głos zagłuszył jego śmiech, ale Uruha czuł się jakby był w całkowicie w innym świecie. Przecież płynął. Wszystko było takie beztroskie, a ten pan w policyjnym mundurze tak zabawnie marszczył brwi i otwierał usta. Chyba coś do niego mówił, ale Uruha nie rozumiał jego słów. Przekręcił głowę pod dziwnym kątem i wyszczerzył zęby w parodii uśmiechu.
- Makijaż mi się rozmazał? – zaciekawił się rozbawiony, tak jakby to był teraz jego największy problem. Po prostu bez makijażu czuł się nago, prawie tak samo jak w te upojne noce gdy dawał się dotykać odurzonemu przez kofeinę drugiemu gitarzyście. Ale Aoi miał seksowne usta… Rozmarzył się nagle. Może powinien do niego zadzwonić? Już chciał z powrotem dostać w swe ręce telefon, gdy poczuł coś zimnego i metalowego na nadgarstku.
- Idziemy! – zabrzmiał nieco poirytowany policjant, popychając go w stronę radiowozu.
- A dostanę coś do picia?
Policjant pokręcił głową zrezygnowany, a Uruha źle odczytał jego intencje…
- N-n-o to idziemy…

*

- Fuj! Zajeżdża od Ciebie alkoholem – narzekał od pięciu minut Aoi, krążąc po pokoju tam i z powrotem jak sęp.
- I co? – Uruha patrzył na niego spode łba. On siedział po drugiej stronie, a Aoiowi tyko w głowie zapach. Nie rozumiał jak można być takim nieczułym. I w dodatku jeszcze ten okropny ból głowy…
- Śmierdzisz, kurwa! – Aoi nie wytrzymał. Tkwił na tym zadupiu od paru dobrych godzin. Nie pił nawet kawy i czuł się jakby był pod narkozą tylko dlatego, że jego kochankowi zachciało się akurat dzisiejszego dnia wylądować w kiciu.
- Litości! Nie wyj tak – mruknął Uruha chowając głowę w dłoniach. – Boooli – jęknął. Czuł się jak świnia prowadzona na rzeź. Obudził się z taki bólem głowy, że nawet nie potrafił opisać tego właściwymi słowami. I nie wiedział gdzie jest, póki nie zobaczył faceta w niebieskim mundurze. A teraz jeszcze ON musi znęcać się nad nim psychicznie i w brutalny sposób przypominać o swojej obecności. – A tak po za tym próbuję myśleć, a ty stoisz nade mną – narzekał jak małe dziecko.
- Masz… mamy przerąbane – skwitował Aoi, osuwając się na wolne krzesło. – To może chociaż powiesz, jak się tutaj znalazłeś?
- Ale ja nie wiem – Uruha nie pamiętał nic. Był jak czysta, biała tablica. Czuł się jakby ktoś go wyrzygał. Jedyne co pamiętał to alkohol. Dużo alkoholu. Zaczął jęczeć, aby dać upust swojemu bólowi.
- Ulżyło?
- Ani trochę.
- Na miłość boską, Uruha! Mam Cię zabić czy masz jakiś przekonujący argument, abym tego nie robił?
- Wszystko mi jedno. – Gitarzysta położył się na stoliku, pozwalając aby włosy całkowicie zakryły mu twarz. – Ale wiesz, zrób to tak delikatnie, bo i tak już boli – szepnął cicho.
- I będzie bolało jeszcze bardziej – mruknął rozeźlony Yuu, czując jak krew się w nim zagotowała. Miał ochotę po prostu wyjść i nie odzywać się do niego przez następny tydzień, ale wiedział, że jest jedyną osobą, która może go wyciągnąć z pierdla, więc musiał uzbroić się w anielską cierpliwość. Ale jak na grzech całego świata Shiroyama wcale do ludzi cierpliwych nie należał.
- Proszę, skup się chociaż na chwilę. – Teraz to on jęczał jak dziecko.
- Ale nie mogę. Zdałem sobie sprawę z własnego kalectwa – westchnął po raz kolejny Kouyou. W takiej pozycji głowa bolała zdecydowanie mniej.
- Twoje jedyne kalectwo to alkohol wyżerający Ci mózg.
- Też tak można.
Aoi miał dylemat – zatłuc Uruhę na śmierć, czy po prostu go minąć i dać sobie spokój? Niestety ta ździra miała w sobie coś takiego, że w jego głowie pojawiła się alternatywa – dać się nerwowo wykończyć.
- Stul ten pyszczek i powiedz mi co robiłeś w nocy. To wszystko ułatwi.
Uruha jak na złość milczał, a co najgorsze powoli przysypiał na stołku, które był tak twardy i niewygodny, że aż uwierał go w tyłek.
- Za chwilę będziesz miał mnie na sumieniu – burknął Aoi. Tak, naprawdę niewiele mu brakowało. Zaciskał pięści, a nawet starał się nie mówić dużo tylko dla dobra osoby, która siedziała naprzeciwko. Jednym słowem mógł zakończyć wszystko co budowali do tej pory. Ale czy to przypadkiem już dawno nie zamieniło się w gruzy?
Uruha nie pisnął ani słowa, natomiast zaczął wiercić się na stołku. Wyprostował się, patrząc na Aoia szklistymi oczami i prowokująco oblizując swoje wydatne usta koniuszkiem języka. Ale Yuu wiedział, że nie może właśnie teraz rozproszyć myśli, ta dziwka właśnie tego chciała. Aż za dobrze znał to spojrzenie. Zamknął oczy, starając się wyciszyć i uspokoić. Nawet policzył do dziesięciu, ale niestety nawet to nie pomogło.
- Kurwa jego mać, jak długo mamy udawać, że żyjemy w udanym związku? – warknął, podnosząc się z impetem, w wyniku czego stołek na którym przed chwilą siedział, spadł z hukiem na podłogę. Tak, to pytanie naprawdę nawiązywało do rozmowy i było bardzo na temat…
- W nocy ci to nie przeszkadza. – Uruha pokazał mu język. – O cholera! – zaklął i położył na ustach obie dłonie.
- Co tym razem?
- Nic, tylko kazałeś siedzieć cicho.
- Od kiedy ty mnie tak wybitnie słuchasz?
- Od kiedy na mnie krzyczysz, kotku.
- Ja pierdole. – Aoi popatrzył na Shimę jak na człowieka z problemami emocjonalnymi. Plotki jednak mówiły prawdę. On naprawdę powinien się leczyć na głowę, a Yuu postanowił mu to leczenie załatwić za wszelką cenę… O ile wyciągnie go z tego główna, w którym zatonął po same uszy. – Jesteś taki tępy, czy tylko takiego udajesz?
- Wcześniej chyba już coś ustaliliśmy – westchnął Uruha, ziewając potężnie. Może ten nałóg wcale nie był taki zły? Mógł zalać się w trupa kiedy chciał i nikt nie pytał o okazję ani powód. Po prostu Kouyou równał się alkoholowi i to wszystko. Nie musiał się nikomu zwierzać, udawać… Ani Aoiowi, ani nikomu innemu. Ale on miał powód, i wczoraj, i dwa dni temu… Całą masę powodów, której nikt nie był świadom tak mocno jak on sam.
- Dobra, nieważne. Co robiłeś wczoraj po nagraniu? – Aoi przybrał inną taktykę. Po prostu wyciśnie z niego wszystko, tak jak wyciska się nektar z cytryny. Nie miał innego wyjścia, jak wziąć sprawy w własne ręce.
- Piłem – odparł wybiórczo Uruha, marszcząc czoło. Gdyby powiedział „topiłem swoje smutki w alkoholu” uwierzyłby?
- A potem? – Aoi nadal kontynuował swój wywiad, zajmując z powrotem swoje miejsce. Był pewien, że to pijaństwo doprowadzi go, a może i całe the GazettE do bankructwa.
- Piłem – oznajmił stanowczo Shima. Mógł to powtarzać w kółko, wymalować sobie na czole „jestem alkoholikiem”, ale przecież nikt nie potraktuje tego jak cholernego wołanie o pomoc, prawda?!
Jesteś największą ździrą, Takashima, zniszczoną przez alkoholiku do szpiku kości. – Pamiętał to tak dobrze jakby to wydarzyło się wczoraj. I ilekroć chciał zapomnieć, tylekroć wracało. Nawet podczas orgazmu, gry, hazardu… Tylko alkohol był skuteczną ucieczką, zapomnieniem o tym wszystkim. Ale zawsze ucieczką.
- A jak już wystarczająco wypiłeś? – ciągnął Aoi, świdrując Uruhę spojrzeniem. Widział jakiś niewyraźny cień, który nasunął się na jego twarz. I może nawet powinien mieć jakieś podejrzenia, ale przecież było dobrze tak jak jest…
- Szedłem.
- Robisz postępy – rzucił z sarkazmem.
- Jeśli można to tak nazwać – przyznał Uruha, kłaniając się lekko.
Nic nie stało mu na drodze tak jak Aoi, który był olbrzymią przeszkodą. A może to właśnie on miał chore ambicje i oczekiwał od kochanka jakiś cudów? Po prostu byli ze sobą kiedy tego pragnęli, kiedy potrzebowali swojej bliskości. Czasem było to tylko kilka chwili przed nagraniami, a niekiedy całe noce wsłuchiwania się wzajemnie w swoje jęki. To był chory związek, ale nie musieli zaprzątać sobie głowy zdradami i zazdrością, czy wrzeszczeć na siebie całymi dniami, aby później pocałować się na pogodzenie. Mogli się uśmiechać kiedy chcieli, robić co im się podobało, spać z kim popadnie. A podczas dni całkowicie wolnych od pracy nie musieli na siebie patrzeć ani rozmawiać. Tak po prostu…
Najgorsze były jednak takie dni, kiedy całą piątką siadali w kole i pili jeden do drugiego, bez opamiętania. Nie, to Uruha pił bez opamiętania. Czasem zapominał się i Aoi, i Ruki, a nawet Reita. Kai wolał pić sok niż sake, co zawsze było powodem ich głupich żartów. Ale gdy wypili o wiele za dużo, to coś w nich pękało, przekraczali granice gadając do upadłego o wszystkich przykrych rzeczach, których istnienie chcieli zachować tylko dla siebie. Po takich dniach nic nie było tak jak kiedyś… I wiedzieli to dobrze, a najmocniej odczuwał tą chorą atmosferę właśnie Shima, który najczęściej prowokował takie sytuacje.
Z myśli rozbudził go słodkich głos Yuu krzywo patrzący na policjanta, który pojawił się w drzwiach.
- Moja zabawa w adwokata właśnie się skończyła – skwitował, podnosząc się z miejsca. Nie miał pojęcia, jak mógł się tak bardzo zasiedzieć. Właściwie chyba zagapił się na Uruhę i to była jego zguba. Mógł patrzeć na niego godzinami, zwłaszcza gdy ten był pogrążony w myślach. Wtedy zagryzał wargi i unosił do góry brwi, wyglądał tak jakby szeptał bezgłośnie „weź mnie”. A to był zdecydowanie jeden z tych rzadszych widoków.
- Eh, nawet nie doszedłeś do momentu kulminacyjnego – mruknął niezadowolony Uruha.
- Nie, to Ty wolniej dziś dochodzisz.
- Mhm, też Cię kocham. A teraz zabierz mnie grzecznie do domu.
- Uważaj, bo posłucham…
I Aoi sobie poszedł, jak gdyby nigdy nic zostawiając Uruhę samemu sobie. A Shima nie czuł już tylko bólu głowy, a nieodpartą chęć wyżycia się na osobie znanej wszystkim jako Aoi.

*

Yuu nie miał pojęcia, dlaczego tak wszystko wali mu się na łeb i szyję. Jak powinien rozumieć tą wiadomość, którą przysłał mu Uruha? Jak zwykle, porzucił wszystko, aby tam być, tylko po co? Aby słuchać jakiego pijackich głupot? W ogóle jakim prawem go wypuścili? Miał tam grzecznie na niego czekać, do cholery jasnej! Ale Aoi był głupi i obsesyjnie reagował na każde jego zawołanie. Nie potrafił odmówić, bo było tylko i wyłącznie zasługą tej głupiej ciekawości. Zawsze był ciekawy jego abstrakcyjnych pomysłów, ale cierpliwość kiedyś się kończy, a teraz czuł, że przekroczył jakąkolwiek granicę.
- Co to kurwa jest?
- Zaschło mi w gardle – mruknął Uruha, swoją charakterystyczną chrypką, którą zawsze nabywał, gdy był lekko wstawiony. Siedział na ławce w parku, kończąc drugą butelkę sake. Zadzwonił do Aoia, bo zabrakło mu pieniędzy na więcej, a nie miał przy sobie żadnego dowodu tożsamości czy jakiejkolwiek karty bankowej.
- Nic nowego – westchnął Aoi. – Nie myślałeś o odwyku? To jest naprawdę bardzo męczące – usiadł obok niego, zaplatając swoje długie palce w jego. Odcień skóry Uruhy był taki niezdrowy, okropnie blady, wyniszczony.
- Wcale nie, jestem alkoholikiem – powtórzył jak regułkę Kouyou. Nawet jeśli miał świadomość, że to powoli go niszczy i wypala, naprawdę trzymał w tym swoją ostatnią nadzieję, ratunek, ucieczkę; jak zwał tak zwał. Uruha był kurewskim tchórzem, ale czy to grzech? Był tylko kruchym człowiekiem, wytworem wyobraźni jakiegoś sadysty, dlatego on wolał być masochistą.
- Nie lepiej być czasem alkoholikiem na trzeźwo?
- To się wyklucza samo przez siebie.
- Ty się sam wykluczasz, mały.
Aoi pokręcił z zrezygnowany głową i wyciągnął z kieszeni pomiętego papierosa. Chciał rzucić palenie, ale nie potrafił, a przy Shimie było to jak sport ekstremalny. Zaciągnął się porządnie, patrząc jak srebrzysty dym kreśli kształty w powietrzu, aby po chwili zniknąć.
- Widzisz, ty zgnijesz w oparach dymu, a ja w smrodzie alkoholu – mruknął Uruha, kradnąc Aoiowi czarne, przeciwsłoneczne okulary. – To słońce mnie oślepia. – Założył je sobie na nos i oparł się wygodnie na ławkę. Mógłby tak trwać wieki. Może nawet chciałby tu umrzeć?
- Umrzyjmy razem – podsunął delikatnie. Prawda była taka, że Takashima wpadł w depresję i wcale nie nazywała się ona alkoholizmem. Były dni, kiedy czuł się jakby wszystkie siły od niego odeszły, jakby sprzedał swoją duszę diabłu i w takie dni pił dopóki nie wyrzygał wszystkich płynów z organizmu.
- Pieprz się – westchnął Aoi. Nie, jemu wcale nie było do śmiechu i nie chciał umierać. Uruha jak zwykle pozwolił sobie na za dużo. Ale to nie była jego sprawa. Był dorosły i mógł robić sobie co chciał. Siedział w sam w swoim gównie i tak powinno zostać. Każdy miał swoje klocki i każdy układał je po swojemu.
- Z Tobą?
- Zastanowię się.

*

Ale było za późno, aby myśleć nad czymkolwiek. Uruha nie wytrzymał tej chorej atmosfery i jako pierwszy zrezygnował… z życia.
Powrót do góry Go down
http://kancchan.livejournal.com/
 
[M] Psychodelic addiction.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
J-slash :: FanFiction :: PG-15-
Skocz do: