Miniatura powstała pod natchnieniem wywiadu
100 pytań. Oraz na podstawie własnych przeżyć. Indżoj! ;)
Autor: Mun
Tytuł: Żurawie
Beta: Anya;*
Fandom: the GazettE
Pairing: Reita x Kai
Żurawie
Pierwszy jest zrobiony z najwyższą starannością, następne dwa z trochę mniejszą, ale nadal trzymają poziom.
Czwarty ma kolor pogodnego nieba – znalazłem stary papier do origami i postanowiłem go wykorzystać.
Piąty, lekko przybrudzony dżemem. Chyba nigdy nie nauczę się zakręcać słoików.
Szósty i siódmy wyglądają jak zakochana para. Bez względu na to, jak je ustawiam i tak lgną do siebie, niczym spragnieni dotyku kochankowie.
Ósmy ma na lewym skrzydle listę zakupów.
Dziewiąty wcale nie ma lewego skrzydła. Właściwie, sam nie wiem, co się z nim stało... Wygląda, jakby było odgryzione.
Dziesiąty śmierdzi piwem i ma gdzieniegdzie lepkie, złotawe plamy.
Podobnie jak sześć następnych...
Siedemnasty jest cały pognieciony, bo schowałem go w pośpiechu do kieszeni, żebyś nie zauważył.
Te od osiemnastego do trzydziestego czwartego trudno nawet nazwać żurawiami. To raczej małe żurawiątka. Bardzo koślawe i... bardzo brzydkie.
Trzydziesty piąty znów jest zrobiony bardzo starannie. Chyba miałem dobry dzień...
Trzydzieści osiem następnych zrobiłem z jakiegoś kolorowego brukowca... pewnie zużyłem wszystkie strony.
Siedemdziesiąty czwarty, piąty, szósty i siódmy wyglądają raczej jak tulipany i bardzo śmierdzą alkoholem.
Siedemdziesiąty ósmy ma na sobie chwyty gitarowe. To strona wyrwana z jednej z pożyczonych od Aoiego książek. Mam nadzieję, że nie zauważy...
Siedemdziesiąty dziewiąty ma tylko ogon i kawałek prawego skrzydła. Reszta spłonęła w tajemniczych okolicznościach...
...razem z głową osiemdziesiątego.
Aż do sto osiemdziesiątego wykrzywiają się żurawie z ulubionej papeterii Rukiego. On naprawdę lubi pisać listy... Ma taki zapas, że nawet nie zauważył, jak podkradłem mu tyle kartek.
I znów setka – jakiś papier w kratkę... Wygląda trochę jak wyrwany z zeszytu.
Dwieście osiemdziesiąty pierwszy jest z chusteczki higienicznej. Może i wygląda żałośnie, ale nie miałem pod ręką nic innego...
Dwieście osiemdziesiąty drugi i trzeci... okładka naszej płyty. W tej roli chyba prezentuje się lepiej.
Następne czterdzieści sześć – z jakiejś gazety muzycznej, w której ukazał się nasz wywiad.
Trzysetny jest z paragonu po sake.
Trzysta pierwszy i trzysta piętnasty to ulotki dołączone do lekarstw. Wszystkie pomiędzy są z papieru do origami wygrzebanego u Uruhy.
Aż do czterysta siedemdziesiątego – listy od fanek.
Następne sto dziewięćdziesiąt jest z naprawdę dziwnych papierków, które śmierdzą tanim alkoholem i tytoniem.
Sześćset sześćdziesiąty pierwszy jest ze sreberka z czekolady.
Cztery następne z etykiet energy drinków.
Sześćset sześćdziesiąty szósty jest ze zwykłego białego papieru, ale dorobiłem mu różki.
Te do sześćset siedemdziesiątego dziewiątego wszystkie są z ulotek, które zastałem na wycieraczce, gdy ostatnio wróciłem do domu.
Sześćset osiemdziesiąty zrobiłem z anonimowej ankiety, dołączonej do paczki kondomów. Zawsze zastanawia mnie, czy ktoś to w ogóle odsyła...
Następna setka ma różne, ładne kolory i wzory – wreszcie zainwestowałem we własny papier do origami.
Od siedemset osiemdziesiątego pierwszego do osiemset czterdziestego trzeciego – kartki wyrwane z katalogów Uruhy... katalogów z alkoholem, oczywiście.
Osiemset czterdziesty czwarty jest z kartki, wyżydzonej przed koncertem od dźwiękowca.
Osiemset czterdzieści pięć, osiemset czterdzieści sześć, osiemset czterdzieści siedem i osiemset czterdzieści osiem to rachunki telefoniczne.
Dalej, aż do dziewięćset sześćdziesiątego ósmego – zamieniłem stare zeszyty do nut w żurawie. Cóż za przewrotny sposób na dodanie muzyce skrzydeł...
Dziewięćset sześćdziesiąty dziewiąty jest pobrudzony surowym ciastem. Próbowałem upiec babeczki. Nie wyszło...
Od dziewięćset siedemdziesiątego do dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego – dwadzieścia osiem stron z encyklopedii. Wcale nie czuję się przez to inteligentniejszy.
Żeby zrobić dziewięćset dziewięćdziesiątego ósmego i dziewiątego ukradłem dźwiękowcom notatki.
Tysięczny żuraw to mój pierwszy list miłosny. Do Ciebie. Nigdy nie odważyłem się go właściwie wysłać... Przepraszam.
— Jakieś doświadczenie lub rzecz, która cię poruszyła?
— Gdy byłem w szpitalu i dostałem tysiąc żurawi! — Kątem oka widzę, jak się do mnie uśmiechasz.
Dla Ciebie zrobiłbym ich nawet milion...